Site icon Byłem tu. Tony Halik.

Podróż Koleją Transsyberyjską: Syberia Wyprawa Zaćmieniowa – Dzień 2: Moskwa i Transsib

Wyprawa Zaćmieniowa „Syberia 2008” – Dzień 2.
27 lipca 2008 (niedziela)

Nocka w pociągu relacji Brześć – Moskwa upłynęła nam bardzo spokojnie. Obudziliśmy się na chwilę, gdy przejeżdżaliśmy przez Mińsk, by popatrzeć na miasto przez okna pociągu. Niektórzy nawet ośmielili się wyjść na peron, rozprostować nogi. Ja wtedy nie ryzykowałam, chociaż kilka dni później nieźle już chojrakowałam, bo nawet wysiadałam po nocy z naszego pociągu i pod wagonami, na skróty, przechodziłam na dworzec do tualety dla żęsin (wszystko przez tę zonę, ale o tym później). Potem, niemal jak przez sen, pamiętam przekraczanie granicy białorusko-rosyjskiej (nikt nie oglądał naszych paszportów). Do Moskwy dojechaliśmy jakoś przed 9:00 rano. Moskwa! Moskwa po raz pierwszy!

Dojeżdżamy do Moskwy…

Coraz bliżej…

Dworzec Białoruski w Moskwie – to na ten dworzec przyjechaliśmy z Brześcia [fot. A. Savin, źr.]

Moskwa, Rosja

Wysiedliśmy na Dworcu Białoruskim – tam tory kolejowe po prostu się skończyły. Transsib startować miał z Dworca Jarosławskiego znajdującego się po drugiej stronie miasta. Trzeba przyznać, że Warszawa pod tym względem jest wygodna, bo tory biegną przez środek miasta, łącząc dworce „Wschodni”, „Centralny” i „Zachodni”, i nie trzeba z jednego dworca komunikacją miejską dojeżdżać do drugiego. W Moskwie trzeba, a najwygodniej było zrobić to słynnym moskiewskim metrem.
Zanim jednak wsiedliśmy do Transsibu, mieliśmy nieco czasu (aż dwie godziny) dla siebie i mogliśmy trochę pobuszować po najbliższej okolicy. Podczas tej krótkiej przechadzki udało nam się zobaczyć jedną z Siedmiu Sióstr Stalina – radzieckich wysokościowców, których fundamenty wylano w osiemsetną rocznicę powstania Moskwy, tj. w 1947 roku. Przyznam, że trochę mnie zaskoczyło to, jak bardzo owa „Siostra” przypomina nasz warszawski Pałac Kultury i Nauki…

Jedna z „Siedmiu Sióstr Stalina” – radzieckich wysokościowców wybudowanych z okazji 800. rocznicy założenia Moskwy

Wielce monumentalny Ярославский вокзал (czyt. Jaroslawskij Vokzal), czyli Dworzec Jarosławski

Kolejna monumentalna budowla, Dworzec Kazański

Nie mogło zabraknąć też Włodzimierza Lenina

Poszliśmy też na małe zakupy (spożywcze zapasy na drogę plus płyn do mycia naczyń, a dokładnie kubków termicznych, w których planowaliśmy pobierać w Transsibie wrzątek na herbatę, kawę i zupki chińskie – standardowe wyposażenie podróżującego przez kilka dni Transsibem). Udało nam się też trafić do punktu rosyjskiego fast-foodu, o którym Kondi opowiadał mi niemalże z namaszczeniem, czyli Kroszki-Kartoszki. Co to jest ta cała Kroszka-Kartoszka (крошка-картошка)? Ano to gigantyczne (chyba jakieś popromienne mutanty) pieczone ziemniaki, w środku których umieszcza się masło i żółty ser oraz wybrane przez nas dodatki – mięsko, sałatki, warzywa, itd.

[Danie obecnie łatwo dostępne jest w Polsce (polecam Groole przy ul. Śniadeckich w Warszawie), ale wtedy było to dla mnie coś unikatowego. I do dzisiaj wspominam mojego pierwszego ziemniora z boczkiem, którego spałaszowałam siedząc u stóp Władimira Iljicza Uljanowa, czyli Włodzimierza Lenina.]

W gościnie u Włodzimierza Lenina pałaszuję Kroszkę-Kartoszkę z boczkiem

Na Dworzec Jarosławski (Yaroslavskiy Vokzal), ale też Kazański,  Leningradzki (jest ich tam cała kupa na tej Moskwie Jarosławskiej) zdecydowanie najszybciej i najwygodniej było nam dojechać moskiewskim metrem. Wystarczyło przejechać zaledwie kilka stacji okrężną linią brązową lub linią czerwoną do stacji Kosmomolskaja (Комсомольская). Pojechaliśmy tam już razem z drugą częścią naszej ekspedycji, która rano dotarła do Moskwy z Petersburga.
Metro zrobiło na mnie niesamowite wrażenie. Po przejściu przez straszne bramki (które, jeśli się zamarudzi przy przechodzeniu, zatrzaskując się, mogą pogruchotać ludziom kości), ruchomymi schodami zjeżdżało się głęboko, głęboko pod ziemię, by z pięknych peronów stacji odjechać „ruskimi wagonami” do Kosmomolskiej. Zaskoczyło mnie, że jeden wojskowy w czapce z wielkim rondem, widząc mnie z moim gigantycznym plecakiem, natychmiast ustąpił mi miejsca.

Udało nam się znaleźć nasz pociąg, nasz wagon, a w nim nasze miejsca. Odebraliśmy pościel, rzuciliśmy ją na wyższe łóżka i rozejrzeliśmy się po boksie, który miał być naszym domem przez najbliższe tysiące kilometrów.
Faktycznie, w Transsibie, w tzw. wagonie plackartnym, było prawie tak samo, jak w pociągu, którym przyjechaliśmy z Białorusi do Rosji. Podobne otwarte boksy z czterema kuszetkami –  po dwa piętrowe łóżka (plus trzeci level w postaci półki na bagaże) po bokach okna, a vis a vis okna, prostopadle do owych kuszetek, trzecie piętrowe łóżko. Górne łóżka są składane do pionu, tak by za dnia można było wygodnie (i bez obijania się głową o wyższy poziom) usiąść na tych dolnych. I tak samo jak w wcześniej – dolne łóżka usytuowane wzdłuż ściany wagonu, sprytnie się składały – do postaci dwóch siedzonek i stolika – idealnego miejsca do gry w szachy, co też niektórzy pasażerowie czynią w podróży. Jednak w Transsibie wszystko było jakieś takie bardziej luksusowe. W sumie trudno powiedzieć, co konkretnie było w nim lepszego (dodatkowe granatowe materace na łóżkach, jasna wykładzina ścian?), ale było jakoś tak o wiele przytulniej.

W wagonie Transsibu relacji Moskwa-Nowosybirsk

Pościel za 60 rubli na górnym składanym łóżku zabezpieczonym pasami, nie ma żadnej drabinki na to łóżko

I półeczka na bagaże – plecaki ze stelażem mieszczą się w sam raz, wielkie walizy też by się zmieściły :)

Na moim dolnym łóżku :)

Wracając jeszcze do tego materaca i pościeli. Koniecznie trzeba je przyjąć, a w zasadzie dokupić (ale za jakieś grosze – nasza kosztowała zaledwie 60 rubli) od kierownika wagonu, inaczej się obrazi, a wtedy biada nam. Oczywiście na pościel można dać swój śpiworek i ja tak robiłam, jeśli nie było za gorąco. W nocy, w śpiworku – w nogach – chowałam telefon i inne ważne drobiazgi.
Jeśli chodzi o bezpieczeństwo bagażu, to jak tylko ktoś ma szansę wyboru zakupu konkretnego miejsca, to warto jest wziąć dolne łóżko w boksiku (czyli w poprzek wagonu), ponieważ pod spodem jest skrzynia na bagaże, którą zamyka się „łóżkiem”. Na półce pod sufitem jest oczywiście miejsce na bagaż, ale nie jest ono zamykane – ot, zwykła półka. Bezpieczniej jest mieć bagaż schowany w skrzyni pod dolnym łóżkiem (zwłaszcza nocą, gdy własnym ciężarem zabezpieczamy wieko owej skrzyni). W dobrym tonie jest jednak pozwolić schować tam też cenne rzeczy pozostałym pasażerom-sąsiadom. Schowek jest pod konkretnym łóżkiem, ale teoretycznie nie przynależy tylko do niego. Oczywiście spanie na dolnym łóżku ma ten minus, że w ciągu dnia staje się ono kanapą, na której siadają ludzie z boksiku (i goście). Ale coś za coś.

W pociągach Transsibu na każdy wagon przypadają dwie całkiem przyzwoite toalety z umywalkami – po jednej na początku i na końcu wagonu. Całe są wykonane ze stali nierdzewnej: wykładzina, umywalka, kibelek – wszystko. Chociaż nie ma w nich prysznica, to da radę się w nich umyć. Ja nawet w umywalce umyłam długie włosy. Słyszeliśmy o jakimś mitycznym prysznicu w pociągu, który podobno znajdował się kilka, czy też kilkanaście wagonów dalej, ale nikt z naszych do niego nie dotarł. :)

O porządek w toaletach i w zasadzie w całym wagonie dbają tzw. prawadnicy (проводник) – ktoś a la konduktorzy, szefowie wagonu, a jednocześnie porządkowi, którzy są przypisani na stałe do danego wagonu (mają nawet małą kanciapkę na początku wagonu), zatem jest naprawdę czysto. Z toaletami jest jednak ten problem, że nie zawsze są dostępne dla pasażerów. Otóż przed miastami, w których zaplanowany jest postój, pociąg wjeżdża w tzw. zonę, a prawadnicy zamykają toalety, by pasażerowie, korzystając z nich, nie brudzili okolicy. Teoretycznie u nas, w Polsce, też obowiązywały podobne zakazy – nie wolno było załatwiać potrzeb w czasie postojów pociągów na stacji, ale wiadomo – nie wszyscy się do tego stosowali. W Rosji nie dają pasażerom możliwości niesubordynacji w tej kwestii – toalety są zamykane na klucz i tyle. I to nie tylko na sam czas postoju, ale odpowiednio długo przed postojem i po. To właśnie jest ta słynna zona – można powiedzieć, że to taka strefa anty-nieczystości. W przypadku mniejszych miast zona to obszar, przez który jedzie się od kilkunastu minut do półgodziny przed postojem i po postoju (oczywiście na czas samego postoju klozet też jest closed), ale przed Moskwą zona „trwa” dwie i pół godziny! Nie ma możliwości, by prawadnicy wpuścili wtedy kogokolwiek do kibelka. Są nieugięci – każą ludziom czekać do przyjazdu do stacji i iść załatwić potrzebę na dworcu. Ale można się przygotować na te zony, bo czasy zamknięć toalety są wypisane na drzwiach kibelka – konkretny „czas zony” dla każdej stacji postojowej.

Nasza młoda, acz władcza prawadniczka – praca w Transsibie to była jej praca wakacyjna, na co dzień studiowała ekonomię

Oto, ile minut trwa „zona”, czyli blokada toalety, przy wjeździe i wyjeździe do danego miasta… Moskwa – 150 minut (trzeba się wysikać zawczasu)

Wyruszyliśmy planowo – jak to było napisane na bilecie – o 13:19 czasu lokalnego, moskiewskiego. Potem się przekonałam, że jeśli na czymś można w Rosji polegać, to właśnie na godzinach odjazdów pociągów. Może nie jest to Japonia, gdzie suma rocznych opóźnień Shinkansenów wynosi kilkanaście sekund, ale i tak wiele byśmy mogli nauczyć się od rosyjskich kolei żelaznych w kwestii zgodności jazdy pociągów z zaplanowanymi rozkładami. :)

Pokazywałam ten bilet w poprzednim poście, ale tak – to jest bilet na Transsib, pociąg Kolei Transsyberyjskiej relacji Moskwa – Nowosybirsk – odjazd godzina 13:19… I o tej godzinie nasz pociąg ruszył!

Jak już się rozeznaliśmy w naszym wagonie (nasza ekspedycja astronomów i łowców zaćmień zajmowała znaczną część wagonu, zatem szybko poczuliśmy się, jak u siebie), zaczęliśmy przyglądać się widokom za oknem. W promieniach schodzącego coraz niżej słońca wyjeżdżaliśmy z Moskwy. Rozpiska zon nie kłamała – z Moskwy przez bliższe (chociaż już mniej prestiżowe, bo poza ringiem linii okrężnej metra), a potem peryferyjne dzielnice i przedmieścia miasta wyjeżdżaliśmy przez ponad dwie godziny… Rozpoczęła się nasza wymarzona podróż Koleją Syberyjską przez europejską i potem azjatycką Rosję… Minęliśmy stacje Vekovka (ok. 200 km od Moskwy) i Sergacz (kolejne 400 km), ale nie byłam już w stanie dosiedzieć aż do 2:00 w nocy, kiedy po około 800 kilometrach podróży mijaliśmy gigantyczną rzekę Wołgę i dojeżdżaliśmy do Kazania…
c.d.n. …

Wreszcie wyjechaliśmy z miasta

Rosyjska prowincja widziana w promieniach chylącego się ku zachodowi słońca

No i fota, którą każdy robi w Transsibie – pociąg na zakręcie z jego wieloma wagonami; tutaj akurat łagodny zakręt :)

 

[jetpack_subscription_form show_subscribers_total=0 title=0 subscribe_text=”Nie chcesz przegapić kolejnego konkursu? Subskrybuj nasz blog Byłem tu. Tony Halik. przez e-mail.” subscribe_button=”Zapisz się!”]

Exit mobile version