Galway to ostatnie miasto, które odwiedziłam podczas czerwcowej wizyty w Irlandii. To urocze miasteczko położone nad Oceanem Atlantyckim, kiedyś najważniejszy port handlowy Irlandii, obecnie Irlandczycy przyjeżdżają tu, żeby plażować. Jest to też dobra baza wypadowa – można stąd m.in. wybrać się na Klify Moheru (Cliffs of Moher), czy pojechać przepiękną trasą do Parku Narodowego Connemara (by tam zrobić krótszy lub dłuższy trekking), po drodze zwiedzając zamek Kylemore, a następnie zahaczyć o Clifden, by także tam obejrzeć niesamowite irlandzkie klify. Tymczasem zapraszam na zwiedzanie Galway!
Galway – Gaillimh
(hrabstwo Galway)
Galway (irl. Gaillimh) to naprawdę urocze miasto. Mieszkałam w samym historycznym centrum, obok placu Eyre Square, od którego ślicznym uliczkami – chyba jeszcze ładniejszymi, bo węższymi i bardziej kolorowymi, niż te w Dublinie – można przejść do rzeki Corrib (Gaillimh), portu i dalej do plaż. Siatka uliczek tworzy naprawdę klimatyczną plątaninę. Mnóstwo tu restauracyjek z ogródkami, knajpek z muzyką na żywo i sklepików z pamiątkami. (O dziwo, nie widziałam nigdzie skrzyneczek obklejonych muszelkami, które do tej pory spotykałam we wszystkich nadmorskich kurortach – od Dziwnowa po Bombaj!). Na skrzyżowaniach i placykach odbywają się „pokazy” zjadaczy ognia, mini-koncerty muzyki klasycznej, jazowej, czy folkowej. Co mnie pozytywnie zaskoczyło: widzowie tych ulicznych spektakli bardzo angażują się w występy – pokrzykują zachęcająco lub z podziwem, chętnie odkrzykują na zaczepki artystów, entuzjastycznie biją brawo i hojnie rzucają do kapelusza. Ogólnie – świetnie się bawią! Zupełnie inaczej niż u nas, gdzie każdy podczas szoł stoi jak słup soli i boczy się na innych (i samego artystę).
Irish coffee czy Irish tea?
W Galway trafiłam na naprawdę świetne knajpki z jedzeniem. W wielu z nich serwuje się też klasyczną kawę po irlandzku (Irish coffee). Ze zdziwieniem stwierdziałam, że wcześniej – ani w Dublinie, ani w Gorey – nie zauważyłam tego przysmaku. Warto nadmienić, że tej „irlandzkiej” części absolutnie nie żałują! Trzy takie kawki i chyba by mnie ścięło. Na szczęście wypiłam tylko jedną!
Koncert We Banjo 3 w pubie Róisín Dubh
Na szczęście! Bo oprócz kawy po irlandzku na stole wylądował też Guinness (mój codzienny napój tutaj). A chwilę później, chociaż zdecydowanie preferuję piwo typu stout, spróbowałam też jasnego piwa o wdzięcznej nazwie „Galway Hooker” („Dziwka z Galway”). To ostatnie serwowali w pubie Róisín Dubh przy Lower Dominick Street, gdzie odbywał się koncert zespołu We Banjo 3, grającego fajną mieszankę klasycznej i nowocześniejszej irlandzkiej muzyki folk. O koncercie powiedziała nam znajoma z tutejszej uczelni – jeden z muzyków też studiował inżynierię lądową, ale jego przygoda z muzyką tak się rozwinęła, że zarzucił nasz fach. Koncert był super (tutaj też ludzie niesamowicie reagowali na muzykę i zaczepki muzyków) i nawet kupiłam na pamiątkę ich album.
O’Connell’s Pub
Drugim niezwykłym pubem, który odwiedziliśmy w Galway był O’Connell’s Pub. Nie sposób było nie skorzystać z okazji, bo znajdował się w zasadzie po sąsiezku do naszego hotelu – przy Eyre Square. O’Connell’s Pub to miejsce, w którym panuje bardzo przyjemna atmosfera, co więcej – ma niesamowity wystrój. Z przyjemnością podziwialiśmy piękne podłogi i witraże, ale najbardziej zjawiskowy okazał się (chyba ceramiczny) sufit. Pub ten działa od 1970 roku, czyli prawie 45 lat.
Plaże w Galway
Zanim jednak ludzie wybiorą się na kolację, piwo i koncert, oddają się plażowaniu. W czerwcu oddawali sie szczególnie, bo podczas mojej wizyty Irlandia przeżywała od tygodnia słoneczną pogodową anomalię (w wiadomościach podawali, że 25°C upały spowodowały szereg zasłabnięć i zawałów w całym kraju!). Na plażach można było zobaczyć tłumy! Koc w koc – niemal jak w japońskiej Shirahama w sezonie! W sumie nic dziwnego, bo zatoka i plaże w Galway są przepiękne!
Galway w deszczu
Gdy słońce znika, miasto wygląda nieco smutniej, ale cały czas bardzo klimatycznie. Na szczęście pochmurnej pogody nie uświadczyliśmy długo – jeden jedyny ranek. W sumie dobrze, że ten pochmurny ranek się przydarzył, inaczej trudno by nam było sobie wyobrazić, jak normalnie ta Irlandia wygląda…
Dzienna wycieczka z Galway: Connemara i Clifden
Niecałe 80 km od Galway znajduje się miasteczko Clifden. Można tam jechać drogą „na skróty”, ale kilka osób polecało nam okrężną drogę, która zahacza o Park Narodowy Connemara, słynny ze zróżnicowanej roślinności. Jest to jedna z najpiękniejszych tras, jakimi w życiu jechałam. Normalnie, wisienka na torcie na koniec pobytu w Irlandii!
Trasa: Galway – Kylemore – Connemara National Park – Clifden – Galway (w sam raz na czerwcowe popołudnie).
Szczegółowa relacja z naszego irlandzkiego road-trip znajduje się tutaj.