Obcy kontra Ninja (Alien vs Ninja). Delfinopodobni obcy z kosmosu walczący z wojownikami ninja? To mogli wymyślić tylko Japończycy! A film na ten temat wyprodukować mogło tylko jedno studio filmowe – Sushi Typhoon.
Sushi Typhoon atakuje!
Jak napisali sami organizatorzy Festiwalu Filmowego Pięć Smaków (bo właśnie w ramach festiwalowych „Przedsmaków” obejrzeliśmy ten zakręcony film)…
Sushi Typhoon (…) wychodzi na przeciw publiczności, która szuka dobrego smaku w złym guście i dla której zbyt wiele to nigdy dość.
Nie dość wspomnieć, że w tym studio powstały filmy m.in. takich twórców, jak Takashi Miike (pamiętacie jego film Lekcja zła o nauczycielu, który wyrżnął całą szkołę? albo piękny, acz krwawy film Po twoim trupie z teatrem kabuki w tle?), czy Sion Sono (Zabawny się w piekle), to już sam tytuł Alien vs Ninja sugeruje, że raczej nie ma się co spodziewać klisz i stereotypów.
Obcy kontra ninja (Alien vs Ninja), reżyseria Seiji Chiba
Nie oszukujmy się, film nie opowiada jakiejś wybitnej historii, nie ma w nim zaskakujących zwrotów akcji, a fabuła w zasadzie jest banalna…
No bo historia jest mniej więcej taka: jest sobie klan ninja, który ciągle walczy o wpływy z innymi klanami ninja, a jego wojownicy (odziani w lateks) co chwila wyruszają w jakieś misje. Pewnego dnia (a dokładnie tego pierwszego z dwóch, których dotyczy filmowa historia) na ziemię spada ognista kula, która de facto jest statkiem kosmicznymn, czy może raczej kapsułą z krwiożerczymi kosmitami. Kosmici (którzy wyglądają, jak skrzyżowanie obcego z Obcego i delfina) są niezwykle silni, szybcy i wściekli. I głodni. Najpierw zeżarli pobliską wioskę, a potem kilku wojowników ninja (anonimowych, bo nieistotnych dla historii NPCów). Oczywiście nieanonimowi ninja (czyli główni bohaterowie) muszą uratować świat i pomścić braci, a tym samym zapobiec rozmnożeniu się kosmicznych potworów.
Zobaczcie sami…
Trailer filmu „Obcy kontra Ninja”
Nietrudno się domyślić, że film nie jest wyzwaniem intelektualnym, a po powyższym trailerze widać, że nie jest też majstersztykiem wizualnym. Natomiast jest naprawdę zabawny, a sami kosmici – rewelacyjnie kiczowaci. Natomiast doszliśmy z Konradem do wniosku, że był to film kręcony przez Japończyków dla Japończyków i że twórcy musieli się przy nim świetnie bawić. Na pewno przegapiliśmy bardzo wiele „hermetycznych” żartów, ale kilka smaczków udało nam się znaleźć.
Na przykład moment, kiedy zainfekowani kosmityzmem ninja-zombie, z którymi przyszło walczyć naszym ninja-bohaterom, znienacka zaczynają gadać po angielsku…
Gajdzin, czyli kosmita?
Nie raz już wspominałam, że Japończycy mówią na obcokrajowców gaijin (czytane: „gajdzin”), czyli dosłownie „obcy człowiek”. To skrót od dłuższego słowa gaikokujin (dosł. „człowiek z obcego kraju”), który przyjął się tak dobrze, że w zasadzie stanowi już synonim białego turysty, Amerykanina, itd. I jest to zdecydowanie słowo o zabarwieniu pejoratywnym.
Jak słowo gaijin poprawnie i elegancko tłumaczy się na język angielski? Oczywiście, że foreigner – cudzoziemiec A jak tłumaczą to ludzie w rozmowach między sobą? Obcy, alien. I po kilku pobytach w Japonii mogę uczciwie potwierdzić, że Japończycy faktycznie odbierają nas jak kosmitów. Dziwnych, wielkich niezgrabnych, wydających głośne i nieartykułowane przez ich dźwięki (np. charczące zbitki spółgłosek), niecywilizowanych, nie potrafiących się odpowiednio (cywilizowanie?) zachować obcych! No i w tym filmie trochę (!) się z nas nabijają…
Polecam!
Pomimo tego, że się z nas nabijają (a może właśnie dlatego) zdecydowanie polecam ten kręcony film. Jeśli tylko będziecie mieli okazję, odpalajcie go śmiało! Choćby dla kiczowatych kosmitów-delfinów! Gwarantuję, że fani japońskiej popkultury nie będą zawiedzeni. Jest to naprawdę łatwo przyswajalna rozrywka, idealna na poprawę humoru po ciężkim dniu/tygodniu.
Jeśli podoba Ci się ten artykuł, polub nasze profile na Facebooku (Byłem tu. Tony Halik. & O Japonii), obserwuj nasz kanał YouTube: O Japonii oraz