Trasa po Japonii na miesiąc. Nasza pierwsza turystyczna podróż po Japonii trwała 4 tygodnie. Przypadła na koniec sierpnia i wrzesień. Podróżowaliśmy przede wszystkim po po głównych wyspach Honshū i Kyūshū, robiąc dodatkowe wycieczki na mniejsze wysepki – Naoshimę, Miyajimę, Sakurajimę i Gunkanjimę*. Nasz wyjazd był bardzo intensywny, czas wykorzystaliśmy (w naszym przekonaniu) do maksimum. Zwiedzaliśmy od rana do późnej nocy, w związku z czym trochę nie mieliśmy siły opisywać przygód na blogu na bieżąco. Za to regularnie wrzucaliśmy zdjęcia na nasze prywatne profile na Facebooku (blog nie miał wtedy jeszcze swojego fanpage). I całe szczęście, bo mój telefon został po powrocie do Polski utopiony przez znanego z logo kota Miętusa i część danych przepadła.
Nasza japońska przygoda
– trasa po Japonii (4 tygodnie)
Do Japonii przylecieliśmy Aeroflotem, przez Moskwę, gdzie mieliśmy ponad 20 godzinny „przystanek”. Niestety, a może stety, ów przystanek wypadł w nocy – nie było mowy o wycieczce na Plac Czerwony, ale za to większość czasu przespaliśmy (mieliśmy śpiworki i alumatę), dlatego jakoś strasznie się tam nie wynudziliśmy. Dzięki temu, że zdecydowaliśmy się na tak niekomfortowo długą przerwę, za bilet zapłaciliśmy ok. 2000 zł mniej – w sumie wyszło 2600 zł za osobę w obie strony. Oczywiście można polecieć do Japonii taniej, ale my swoje bilety kupiliśmy zaledwie miesiąc przed wylotem i zależało nam na tym terminie, by jeszcze zdążyć na Fuji, zanim pokryje ją śnieg i zamkną szklaki turystyczne.
Przylecieliśmy na międzynarodowe lotnisko w Naricie, oddalonej od Tokio o około 100 km. Na dworzec główny Tokio, czyli Tōkyō Eki, przyjechaliśmy pociągiem Narita Express (więcej o tym i innych pociągach oraz o biletach przeczytasz tutaj i tutaj). W Tokio mieliśmy załatwione pierwsze noclegi przez CS (CouchSurfing) oraz mieliśmy zarezerwowany nocleg w schronisku w jednej z baz na Fuji, ale o samym Tokio opowiem w kolejnych wpisach.
W Tokio spędziliśmy kilka dni, bo to idealne miejsce by nieco oswoić się z Japonią, poza tym chciałam pokazać Kondiemu moje ulubione, sprawdzone poprzednio, tokijskie miejscówki. W międzyczasie, w ostatni weekend sierpnia, udaliśmy się na ową wymarzoną wspinaczkę na Fuji, by ostatecznie wsiąść po raz pierwszy w sławny pociąg Shinkansen i wyruszyć na północny zachód, do Kioto, a następnie do pobliskich Nary i Osaki.
Kolejnym obowiązkowym przystankiem było Himeji z jego słynnym zamkiem, a następnie Okayama i muzeum sztuki nowoczesnej na wyspie Naoshima (gdzie mają m.in. dzieła A. Warhola), Hiroshima, Miyajima z jej Pływającą Bramą Torii, Iwakuni, Fukuoka (Hakata), Nagasaki i znana z ostatniego „Bonda” wyspa Gunkanjima (Hashima), Kagoshima i aktywny wulkan – Sakurajima. Następnie śmignęliśmy Shinkansenem (przez pół Japonii) z powrotem w okolice Osaki – do Kishiwady, aby zobaczyć festiwal Danjiri Matsuri, by zaraz powrócić na Kyūshū, do słynącego z gorących źródeł Bepu. Potem odwiedziliśmy Półwysep Kii, a na nim; Wakayamę, Shirahamę (czyli po naszemu „Białą Plażę”) z jednym z najsłynniejszych i najpiękniejszych onsenów na świeżym powietrzu, tzw. rotenburo (czyt. rotemburo) Japonii – Saki-no-yu i gigantyczny wodospad Nachi-no-taki w Nachikatsuura. Ostatnie trzy dni spędziliśmy w Tokio, by wyfrunąć ponownie z Narity (przez Moskwę – tym razem krótki przystanek) do Warszawy.
[/fusion_builder_column]
Chociaż Google Maps wariuje przy nanoszeniu tylu punktów trasy, oszacowaliśmy, że w ciągu 4 tygodni – wraz ze wszystkimi powrotami i „zygzakami” – zrobiliśmy ponad 3700 mil, czyli 6000 km. Podróżowaliśmy głównie lądem – Shinkansenami i lokalnymi pociągami oraz trochę promami. W większości przejazdy pokrywał nasz cudowny JR Pass.
W ubiegłym roku, w sierpniu, ponownie odwiedziłam Tokio, Osakę i Kioto, ale odkryłam też nowe miejsca w okolicach Kioto: Sakyō-ku ze słynną Kurama-derą i Ōtsu nad jeziorem Biwa – stolicę sąsiedniej prefektury Shiga. Te dodatkowe atrakcje też zamierzam opisać razem z resztą miejsc z trasy z 2012 roku.
Edit.
W marcu tego roku (2015) ponownie odwiedziliśmy Japonię – tym razem wybraliśmy wiosnę, by móc podziwiać piękne kwitnące wiśnie (sakury) i śliwy (ume). Odwiedziliśmy stare miejscówki: Tokio, Kioto, Osakę i Himeji, a oprócz tego wybraliśmy się do Sendai i popłynęliśmy na pobliska kocią wyspę Tashiro-jima, a także pojechaliśmy w góry – do Nagano, skąd dalej pojechaliśmy do górskiej miejscowości Yudanaka, gdzie znajduje się Park Jigokudani Yaen-kōen, w którym można oglądać śnieżne małpy kąpiące się w onsenie.
W lutym 2016 wybieram się do Japonii po raz piaty – w zupełnie nowe miejsce, na wyspę Okinawa!
Trasa po Japonii sierpień-wrzesień 2012:
Trasa po Japonii sierpień 2013:
W kolejnych postach będziemy rozpracowywać Tokio. Trochę (postów) to zajmie, bo – jak nie trudno się domyślić – dużo dziwów w tym Tokio widzieliśmy i w miarę możliwości się nimi podzielimy.
Wszystkie posty dotyczące naszych japońskich wojaży, znajdziesz w kategoriach Japonia 2012, Japonia 2013 i Japonia 2015, a wszelkie posty o Japonii i japońskiej kulturze – w ogólnej kategorii Japonia 日本. Na bieżąco uzupełniamy te kategorie o nowe historie.
Tymczasem zajrzyj też do naszego kilkuczęściowego „mini-poradnika”, w którym radzimy, jak samodzielnie zorganizować wyjazd do Kraju Kwitnącej Wiśni, co spakować, jak nieco zaoszczędzić… Zapraszamy do lektury:
Japonia – jak zorganizować wyjazd
A kolejne spotkanie mamy w Tokio!
じゃ ね!またね!**
—–
*) Mam problem z tym, czy w przypadku nazw posługiwać się nazwami transkrybowanymi do języka angielskiego, czy polskiego. Angielski zapis wygrywa tym, że nie wszystkie nazwy miejscowości mają swoje polskie odpowiedniki. I chociaż znamy nazwy Tokio, Kioto, Honsiu, Kiusiu, Hiroszima, to jakoś inne nazwy mi głupio wyglądają zapisane „po polsku”. Zatem będę w ich przypadku będę się starała trzymać angielskiego zapisu.
Tak właściwie to powyższe nazwy powinno się wymawiać przez „ś/si” i długie „u” i „o”; Hiroszima w oryginale to też „Hirosima” przez „ś/si”, a nie ohydne „sz”, która to zgłoska w języku japońskim nie-ist-nie-je! >>Tutaj można posłuchać prawidłowej wymowy nazw wspomnianych wyżej miast (wystarczy kliknąć na głośniczek w dole ramki – tylko nie klikajcie na język chiński, bo to dopiero chińszczyzna będzie!). W języku japońskim nie istnieją także zgłoski „cz” i „dż”.
To, że tak a nie inaczej (w sensie nieprawidłowo) na świecie wymawia się japońskie słowa, zawdzięczamy niestety Amerykanom, którzy nie będąc w stanie wymówić spółgłosek ś, ć, dź, rozpowszechnili nieprawidłową wymowę. My umiemy je wymawiać, zatem starajcie się – zwłaszcza jeśli planujecie podróż do Japonii – mówić „si” zamiast „szi” („susi”, a nie „suszi”), „ci zamiast „czi” („sencia”, a nie „sencza”), „dziu” zamiast „dżu” (czyli „dziuudoo”, a nie to cholerne „dżudo”), itd. (jak >> tutaj). Japoński jest naprawdę bardzo przyjemny w mowie, jak już się wyzbędziemy tych odhamerykańskich nawyków. :)
**) じゃ ね!またね!- czyt. Dzia ne! Mata ne! – czyli do zobaczenia.
Uważasz, ten wpis za przydatny?
Wesprzyj naszą niekomercyjną stronę i podcast na Facebooku:
Planujesz wyjazd do Japonii?
- Wysłuchaj naszych audycji z serii Podcast o Japonii – to wiele godzin opowieści o tym, jak samodzielnie zrealizować podróż do Japonii.
- Przeczytaj pozostałe posty cyklu Japonia – jak zorganizować wyjazd.
- Zobacz też nasze japońskie trasy – pomogą Ci zaplanować Twoją własną.
- Masz pytania odnośnie planowania podróży do Japonii? Zapraszamy do kontaktu przez wiadomość prywatną lub komentarz na Facebooku lub w grupie Japonia budżetowo – tanie podróżowanie.