Site icon Byłem tu. Tony Halik.

Planowanie wspinaczki na górę Fuji i pierwszych noclegów w Japonii

Planowanie wyjazdu, kiedy niby się ma konkretne pomysły, ale nie do końca wie, jak się zabrać do ich realizacji, nie jest łatwe. Normalnie zapuszczam Google i powoli wszystko zaczyna się układać w sensowną całość. Normalnie, tzn, kiedy miejsca, które chcemy odwiedzić mają swoje strony w wersji angielskojęzycznej. Gorzej, jeśli większość obiektów  – jak np. schroniska na Fuji-san – ma strony wyłącznie w lokalnym języku… Czyli w tym przypadku w japońskim. No cóż. Pokonam i ten problem. Aczkolwiek zajmie mi to nieco więcej czasu, niż zwykle. Zaczynam planowanie wspinaczki na górę Fuji, najwyższą górę Japonii!

Wstępnie udało mi się zaplanować kilka pierwszych dni wyjazdu. Niby nic, ale zajęło mi to ładne kilka godzin researchu i przeczesywania forów internetowych. Wbrew pozorom nie jest łatwo znaleźć rzetelne informacje typu czym, skąd i za ile można dojechać w dane miejsce. Postanowiłam podzielić się tym, co wyszperałam – niech kolejni podróżujący do Japonii mają nieco łatwiej… Ale zacznijmy od początku.

Atsushi-san, co chwilę do mnie pisze maile z propozycją pomocy przy rezerwowaniu hotelu, tudzież zorganizowanej, „bezpiecznej” wycieczki na Fuji, itd. Problem w tym, że my nie chcemy tego typu atrakcji. Nie chcemy (a nawet, gdybyśmy chcieli, to nie stać nas, ale i tak nie chcemy!) mieszkać w hotelach za 12 tys. jenów za dobę, nie chcemy wycieczki na Fuji z angielskojęzycznym przewodnikiem i sztywnym planem. To nie dla nas. Przynajmniej nie teraz (może kiedyś, na emeryturze). Chcemy przygody i spontaniczności. :) Tymczasem potrzeba spontaniczności, to coś, co Japończykom może się wydawać odrobinę dziwne…

Pierwszy (i drugi) nocleg w Japonii: checked ✓

Tak czy inaczej, zabraliśmy się do planowania naszego wyjazdu „po naszemu”. Najgorzej było z załatwieniem pierwszego noclegu. Oczywiście chcemy jak najwięcej korzystać z dobrodziejstw CouchSurfingu, jednak po zeszłorocznych doświadczeniach w Hiszpanii (słaby odzew) i Portugalii (zero odzewu) trochę nie do końca wierzyłam, że uda się znaleźć nocleg przez CS w Japonii. Tym bardziej, że wszyscy znajomi (oraz ludzie w  internecie) twierdzą, że w Japonii o wiele trudniej przekonać ludzi, do wpuszczenia obcych (gajdzinów) do swoich domów, niż w Europie. Postanowiłam uderzyć na dwa fronty – połowę requestów wysłałam do Japończyków, połowę do gajdzinów. Razem poszło około 15 requestów – wiadomości skomponowanych indywidualnie, dla każdego, po dokładnym przeanalizowaniu profili, w tym sprawdzeniu, czym potencjalni hości się interesują, czy nocowali ludzi innych narodowości (Polaków?), czy mówią dobrze po angielsku, itd. Kilka osób wybrałam w ten sposób, że przeglądałam listę hostów innych gajdzinów wypowiadających się na forach o Japonii. Na 15 requestów odpowiedzi otrzymałam na razie od mniej więcej połowy – w tym trzy zaproszenia i tyleż samo odmów – przy czym odmawiający pisali, że już mają umówionych gości (ale deklarowali chęć spotkania); tylko jeden (białas) napisał, że go nie będzie w tym czasie w domu. Zatem wstępne statystyki wcale nie wypadają źle. No i mamy już zapewniony nocleg w Tokio, na dwie pierwsze noce, u 34-letniej Hanako-san. :) Jakby co mamy też backup u jednej japońskiej rodziny i jednego gajdzina, który w Tokio uczy angielskiego.

Co będziemy robić przez te dwa pierwsze dni w Tokio? Chyba pokażę Kondiemu, to co już sama znam: kawałek Japonii tradycyjnej: Asakusę ze słynną świątynią Sensō-ji oraz kawałek nowoczesnej – Shinjuku i Odaibę. Rankiem, na jetlagu, uderzymy na słynny rybny targ Tsukiji-shijō. Może pójdziemy też śladami bohaterów książki Murakamiego pt. Norwegian Wood, czyli Toru i Midori, na spacer w pobliżu Uniwersytetu Waseda. Zobaczymy…

Planowanie wspinaczki na górę Fuji

Fuji-san, wspinaczka: double checked ✓✓

A potem mamy zamiar wejść na górę Fuji! Ale praktyczne planowanie tej wspinaczki to jakaś masakra.
Od dawna wiem, że wszyscy dojeżdżają samochodami do piątej (z dziesięciu) bazy, a stamtąd wyruszają na piechotę. Tylko że „piątych baz” jest cztery i są ulokowane po różnych stronach góry. Wygląda to mniej więcej tak:

Szlaki wspinaczkowe na Fudzi [japan-guide.com]

Przy czym, jeśli wstukamy sobie owe „piąte bazy” do Google i ustawimy opcję poruszania się pieszo, okazuje się, że wygląda to trochę gorzej.

Wybór trasy wspinaczki na górę Fuji

Oczywiście pierwszy wybór padł na trasę po wschodnim zboczu, czyli z Subashiri – Prefektura Shizouka (szlak Subashiri – czerwony), ponieważ wydaje się być a) najkrótszy, b) jest po wschodniej stronie, czyli na pewno nie przegapimy wschodu słońca. Jednak po głębszym wczytaniu się w opisy szlaków, okazało się, że owszem jest najkrótszy, ale też najbardziej stromy (najtrudniejszy wg pewnej młodej damy, co już na Fuji wspięła się kilkakrotnie, dlatego go nie poleca na pierwsze podejście) i najmniej na tym szlaku punktów przystankowych (czytaj toalet – które nota bene podobno kosztują ok 100 ¥, tj. 4,20 zł, per przyjemność). Podobnie „zielony” szlak rozpoczynający się w Gotemba (ponownie prefektura Shizuoka). Według mapki googla, szlaki te częściowo pokrywają (wg kolorowej mapki trochę inaczej to wygląda), przy czym z opisu wynika, że to najdłuższa trasa (do pokonania w 7-10 h, podczas gdy pozostałe są szacowana na 4-8 h). Szlak Fujinomiya (startujący z Fujinomiya, ponownie prefektura Shizouka) jakoś mnie nie zachwycił, na dodatek trzeba okrążać górę, zanim się ją zaatakuje. Natomiast szlak Yoshida (zółty) wydał się całkiem atrakcyjny – po pierwsze startuje z Kawaguchiko (prefektura Yamanashi) w regionie Fuji-goko (jap. 富士五湖 – Pięć Jezior Fuji) – słynącego właśnie z owych jezior i pięknych widoków na Fuji (większość zdjęć Fuji, które widziałam, to właśnie były zdjęcia znad jednego z tych jezior), po drugie samo Kawaguchiko jest „czynne” ponoć cały rok (zatem nie natrafimy na zamknięte drzwi – bo już koniec sierpnia, czyli koniec oficjalnego sezonu wspinaczkowego), po trzecie – jest położone najbliżej (ok. 100 km) i jest najlepiej skomunikowane z Tokio, a górna część szlaku leży po wschodniej stronie wulkany. I tak ostatecznie wybraliśmy szlak Yoshida.

Inna znajoma podała nam też listę rzeczy, według niej potrzebnych podczas pokonywania trasy, którą pozwolę sobie przytoczyć: polar, woda 2 x 500 ml, cukierki/czekolada/onigiri, hokairo (kieszonkowa grzałka), maseczka tlenowa (jeśli ktoś cierpi na chorobę wysokościową), czapka i rękawiczki, kilka monet 100-jenowych (na WC), dodała też, że ciepły posiłek (ramen, soba, udon) kosztuje w schronisku ok 1 tys. jenów. Inny użytkownik forum napisał też, żeby nie dźwigać zbyt wielu rzeczy, bo wszystko, co się wniesie na górę, należy ze sobą znieść z powrotem (nie wyrzuca się śmieci do kosza na górze – bo w sumie kto miałby je potem targać na dół – podejście logiczne i proste, jak budowa cepa). Wspomniana wyżej znajoma powiedziała mi także, że nie trzeba mieć swoich karimat ani śpiworów, jeśli się chce zanocować w schronisku, na górze, co jest wskazane przy dosyć niskich nocnych temperaturach – do dyspozycji ma się czyste futony. Natomiast warto mieć wcześniejszą rezerwację.

Fuji-san, trzeci nocleg: checked ✓

Trzeci nasz nocleg w Japonii, to właśnie nocleg w 8-mej bazie szlaku wspinaczkowego Fuji. Wybraliśmy polecane przez znajomą schronisko/chatkę Tomoe-kan. Strona schroniska oczywiście w języku japońskim – udało mi się jednak obczaić, że ceny pojedynczych noclegów to 8 tys jenów za osobę (przy kilku nocach z rzędu jest taniej), czyli około 340 zł za futono-osobę, i zrozumiałam nawet tyle, że nie można płacić kartą. Gdyby było można płacić kartą na szczycie góry Fuji, to chyba bym: a) nie uwierzyła w to, b) przeprowadziła się do Japonii na stałe… To byłby kosmos. Odnośnie rezerwacji – przyznam, że poszłam na łatwiznę i napisałam do Atsushi-sana maila, żeby zrobił rezerwację za nas :P Pomyślałam, że pomimo tego, że dałabym radę sklecić maila, samodzielnie (ze słownikiem), ale nie chciałam ryzykować, że japońska obsługa wpadnie w popłoch, bo pomyśli, że przecież gajdzinowie i tak nie będą umieli skorzystać z futonu i łazienkowych kapci, więc po co ich męczyć – lepiej od razu im powiedzieć, że nie ma wolnych miejsc… Zatem poszłam na tę łatwiznę i poprosiłam Atsushi-sana o pomoc. Zresztą pewnie bym go uraziła, nie korzystając z oferowanej przez niego  już chyba 6 razy pomocy przy rezerwacji hoteli…

Fuji-san, dojazd: checked ✓ (prawie)

No i tu się pojawia pierwszy problem. Ponoć można dojechać na miejsce i wrócić autobusem (czyli jeszcze nie potrzebujemy aktywować JR Pass). Rozkład sobie można sprawdzić >>tutaj<<. Koszmar.
„Z” i „Do” – rozszyfrowałam, zwłaszcza, że znam znak na wyjście 出 (podwójna góra). Słowo エリア (eria), od angielskiego „area”, czyli „obszar” też zrozumiałam.

Z rozwijanego menu udało mi się wybrać prefekturę stołeczną Tokio, czyli 東京都 (Tōkyō-to), a następnie jako „obszar” stację Shinjuku, 新宿駅 (Shinjuku-eki). (Pierwszy znak pamiętam, bo oznacza „nowe” i ten sam znak pojawia się w słowie shinbun, czyli „gazeta”, znak na dworzec znam dobrze). Czyli już wiem, jak wyjechać z Shinjuku. Gorzej ze stacją docelową. Korzystając z Wikipedii, w wersji japońskiej, wpisując w alfabecie łacińskim romaji „Kawaguchiko” znalazłam hasło „Kawaguchiko” 河口湖 oraz – analogicznie – „Yamanashi-ken” 山梨県, czyli Prefektura Yamanashi… Następnie obie te pozycje odnalazłam w rozwijanych menu „do” rozkładów autobusów. Kliknęłam na pomarańczowy przycisk i uzyskałam następujący >> wynik <<.

Już się nie szczypię tylko wrzucam poszczególne tekściki z ramek do Google Translatora i się dowiaduję, że:

OMFG! Zajęło mi to godzinę, ale udało się. Nie mam pojęcia, jak miałby to zrobić ktoś, kto – jak ja – przez 2 lata nie uczył się japońskiego… Masakra!

A do Tokio wrócimy nieważne jak, i nieważne czym i o której… Pewnie analogicznie, tyle, że odwrotnie :P

—–
Update.
Oto pełna relacja ze wspinaczki na Fuji-san (bo odbyła się i udała!):
Kochamy wulkany: w odwiedzinach u Fuji-san. cz-1
Kochamy wulkany: w odwiedzinach u Fuji-san. cz-2

Exit mobile version