Site icon Byłem tu. Tony Halik.

Liberdade – czyli Mała Japonia w São Paulo

Liberdade to jeden z dystryktów  Sao Paulo. Znajduje się tu japońska enklawa kulturowa. Zamieszkuje ją już kilka generacji Japończyków – pierwsi japońscy imigranci zaczęli się tutaj osiedlać już w 1912 roku. I chociaż ich wnukowie i prawnukowie już niekoniecznie umieją rozmawiać w języku starego kraju, a w Liberdade coraz częściej odnajdujemy, oprócz japońskich, także wyraźne elementy kultur chińskiej i koreańskiej, to cały czas jest to na największe na świecie skupisko Japończyków poza Japonią.

Liberdade – czyli Mała Japonia w São Paulo

W Liberdade (czyt. „Liberdadżi” lub w wersji „japońskiej” – „Riberudadzi”), mieszka ponad 60 tysięcy Japończyków, czyli więcej niż w japońskich dystryktach w San Francisco, Los Angeles, Nowym Jorku, więcej niż w Bangkoku. I będąc tam, momentami rzeczywiście można zapomnieć, że jest się w Brazylii. Klimatu dodają specyficzne latarnie, pionowe banery, budynki stylizowane na pagody. Oraz ogromna, 9-metrowa brama torii  przy ulicy Rua Galvão Bueno, która wyraźnie oddziela japońską część sąsiedztwa od chińskiej. Trafiliśmy nawet do małego ogrodu w stylu japońskim. Rozbawiły nas też światła na skrzyżowaniach, które w miejscu podobizn stojących i maszerujących ludków ponownie miały bramy torii.

Znajome kształty :)

Latarnie z „lampionami”

„Walk, don’t walk” w wersji „torii”

Na Copacabanie chodniki są w specyficzne fale, w Liberdade w kamon („godła”) japońskich rodów

9-metrowa brama torii przy ulicy Rua Galvão Bueno, Liberdade, São Paulo

I mural z Godzillą, Rua Galvão Bueno

Kuchnia japońska w Brazylii

Popołudnie w Liberdade spędziliśmy na placu znajdującym się przy samej stacji metra (stacja Liberdade, jedna stacja od katedry, Sé linią niebieską – Azul), ponieważ to właśnie tam, w niedziele odbywa się jarmark z tradycyjnym japońskim jedzeniem.

W Brazylii kilkukrotnie próbowaliśmy jedzenia, określanego terminem „japońskie jedzenie” – comida japonesa (czyt. „komida żaponeza”), ale w większości były to potrawy kuchni, którą można by nazwać fusion, bo były to potrawy inspirowane tymi tradycjonalnymi japońskimi, ale w nowych odsłonach, dopasowane do smakowych przyzwyczajeń Brazylijczyków. I tak np. próbowaliśmy dziwnych temaków, całych w tempurze, futomaków z łososiem i żółtym serem – też w tempurze, czy makizushi z mango i truskawką w miejscu tuńczyka, ogórka czy tykwy. Dziwne były te potrawy. Próbowaliśmy ich z zainteresowaniem, ale zdecydowanie wolimy oryginalne japońskie połączenia składników i… smaków. Powiem szczerze, że jedynym miejscem w Brazylii, w którym jedliśmy tradycyjne, nieudziwnione japońskie jedzenie, był właśnie niedzielny jarmark w Liberdade. Chociaż kilka cudaków kulinarnych i tam się trafiło.

Makizushitempurze z rozpływającym się żółtym serem w środku – coś naprawdę dziwnego (restauracja w Santos)

Talerz różności, w tym: makizushi z truskawką i mango; nasi znajomi „oryginalni” Japończycy (przyjechali do Brazylii z Japonii na kilka tygodni) nie chcieli jeść takich wynalazków nawet w ramach eksperymentu; ja zjadłam, ale nie było to najlepsze (restauracja w Rio de Janeiro)

Japońskie jedzenie w Liberdade

Ze wszystkich rzeczy, które próbowaliśmy zdecydowanie najbardziej smakowały nam takoyaki. Takoyaki (jap. tako – ośmiornica, yaku – smażyć/piec/dusić) to kulki z ciasta podobnego do naleśnikowego, z mięsem ośmiornicy w środku, usmażone na blachach podobnych do form do mufinek, polane specjalnym sosem i posypane płatkami suszonego mięsa ryby bonito (tuńczyk pasiasty). Najlepsze takoyaki jedliśmy w Osace – kupowaliśmy je na straganach przy ulicy Dōtonbori (która zresztą słynie z tych przysmaków), bardzo smaczne takoyaki jedliśmy też w Warszawie podczas Pikniku z kulturą japońską – Matsuri. Takoyaki, które jedliśmy w Liberdade, również przygotowano na naszych oczach i muszę przyznać, że były przepyszne! Bardzo smakowały nam też inne smakołyki – np. pieczone placuszki z nadzieniem z czerwonej fasolki azuki. Kondi się nimi zajadał, chociaż za azuki (oraz pastą z niej wykonaną – tzw. anko) nie przepada. Inne przekąski też były smaczne, ale już aż takiego wrażenia na nas nie zrobiły.

Imagawayaki – ciasteczka z anko (pasta z fasoli azuki)

Prawie gotowe imagawayaki – ciasteczka z anko (pasta z fasoli azuki)

A tak imagawayaki wyglądają w środku

Krewetki przyrządzone na wszelkie możliwe sposoby

Tutaj krewetki na patyku

Krewetki na patyku

I krewetki serwowane już na sposób bardziej brazylijski – te w cieście trochę przypominają coxinhas (czyt. koszinias)

Takoyaki – kulki z ciasta z ośmiornicą w środku

Okonomiyaki Brazylijczycy nazywają tutaj „japońską pizzą”

Gotowe okonomiyaki – placki z kapustą

Całkiem smaczne!

Japońskie pamiątki z Brazylii

Oprócz jedzenia na targowisku można było też kupić „japońskie” gadżety – np. małe tuje, które udają bonsai oraz magnesiki na lodówkę z bramą torii przyozdobioną flagą Brazylii.

Bonsai w wersji brazylijskiej

Brama torii na lodówkę

Ramen w wersji brazylijskiej

Coś, co nas w Liberdade rozczarowało, to restauracje z sushi oraz rāmen. W jednej z nich zjedliśmy właśnie rāmen i przyznam, że danie na pierwszy rzut oka przypominało to, co pamiętaliśmy z Japonii. Ae już od pierwszej łyżki, wiedzieliśmy, że to nie to. Dostaliśmy cienki bulion wołowy, zdecydowanie niedoprawiony (Brazylijczycy są bardzo oszczędni w przyprawach), wołowina była nijaka i na dodatek twarda, makaron owszem był (i tyle na jego temat mogę powiedzieć). Zapłaciliśmy sporo – mniej więcej 2 razy tyle, co za wyborny ramen (rāmen) w Harajuku. Wciągnęliśmy kluchy, ale zachwyceni kolacją nie byliśmy. Cóż bywa.

Tak wygląda brazylijski ramen

Ale smakuje nie tak, jak prawdziwy ramen

A przy okazji – ramen to po portugalsku lamen – moim zdaniem powinno być napisane „lament” (bo płakać mi się chciało nad tą zupą)

Japońskie zakupy w Liberdade

Humor zdecydowanie poprawiła mi wizyta w sklepach ogólnospożywczych, gdzie można kupić japońskie produkty, w tym oryginalne słodycze i napoje. Dostałam oczopląsu pośród cukierków (w tym o smaku marynowanej śliwki ume boshi*), żelków i wszelakich ryżowych nadziewanych kulek mochidaifuku**. Niestety japońskich Kitkatów nie znalazłam. (Niestety, a może stety, bo wtedy pewnie kupiłabym z kilogram moich ulubionych – o smaku zielonej herbaty.) Za to zrobiłam zapasy „białej sody” Calipis. Jedną od razu (chciwie) wypiłam z butelki. Oishii!***

Mochi, czyli ryżowe kulki z nadzieniem, które uwielbiam

Japońskie żelki i landrynki

Moje ulubione landrynki o smaku marynowanych śliwek ume boshi

Yōkan, czyli coś między galaretką a marmoladą wytwarzane z czerwonej fasoli lub białej fasoli; mi smakuje, ale nikt z mojej rodziny nie chciał tego jeść, jak przywiozłam z Japonii

Nie zabrakło też jabłek w siatkowych koszulkach – chociaż rzucono je tutaj na kupę – oj, nie tak się to robi w Japonii!

Jest i manga, ale głównie po brazylijsku

Herbatki i… „hłajto soda” (white soda) – czyli dziwny biały napój gazowany, za którym przepadam

Mam swoją Karupisu (Calpis)

Chociaż rāmen okazał się nie do końca taki, jak trzeba, a młodzi potomkowie Japończyków nie mówią po japońsku, tylko po portugalsku (robili wielkie oczy, gdy do nich zagadywałam po japońsku na straganach), to cieszymy się, że odwiedziliśmy Liberdade. Warto było tam jechać choćby dla owych pysznych takoyaków. Poza tym z przyjemnością oderwaliśmy się na chwilę od samby, feijoady, czarnej fasoli (którą wymieniliśmy na czerwoną) i odetchnęliśmy atmosferą, która przypominała to, co pamiętamy z naszej ulubionej Azji.

Wszystkim odwiedzającym São Paulo zdecydowanie polecamy wizytę w tej specyficznej enklawie. Najlepiej w niedzielę, po południu (zaraz po którychś targach kulinarnych)… Nie pożałujecie!
Pozdrawiamy! よろしく

P.S. A tu taki inny azjatycki akcent – co prawda chiński, ale co tam. Ciasteczko z wróżbą. I szczęśliwymi numerami. Chyba puszczę w końcu tego totka. Może wygramy kasę na kolejna podróż (do Japonii – tym razem już tej prawdziwej).

—–
*) śliwki marynowane na słodko-słono-kwaśno (uwielbiam cukierki o tym smaku; lubię je jeszcze bardziej niż te o smaku zielonej herbaty z mlekiem);
**) kulki z ubitego na sprężystą masę gotowanego ryżu, czasami z nadzieniem z pasty anko, mogą być otoczone czarnym sezamem; jeśli chodzi o mochi i daifuku , to trudno mi wskazać różnice między nimi. Może ktoś podpowie… :P
***) Pyszne! (jap.)

Exit mobile version