Wyprawa Zaćmieniowa „Syberia 2008” – Dzień 7: pełne zaćmienie słońca
Czemal, Ałtaj 01.08.2008
Trzeci dzień w Czemalu. The Day. Dzień Zaćmienia.
Wszyscy wstali w wyśmienitym nastroju. Dzień zapowiadał się naprawdę wyśmienicie. Popołudniu czekał nas niesamowity spektakl, który urządził dla nas wszechświat. Pełne zaćmienie słońca – Ziemia, Księżyc i Słońce w jednej linii. Jesteśmy w pasie zaćmienia. Ba, jesteśmy na osi zaćmienia – czyli mamy najlepsze miejsce w naszym ziemskim amfiteatrze – najdłużej ze wszystkich będziemy oglądać fazę całkowitego, pełnego zaćmienia. Nikt nie wziął jednak pod uwagę tego, że Rosja może sama wyznaczyć sobie dodatkową rolę w tym spektaklu… Coś dziwnego zaczęło się dziać przed południem. Na czyste do tej pory (przez dwa dni) niebo zaczęły nadciągać pojedyncze chmurki. Pojawiały się i znikały. Ale potem zaczęły pojawiać się wielkie skłębione chmury. Nikt się tego nie spodziewał, bo nic takiego nie miało prawa się wydarzyć. Nie w normalnych okolicznościach. Chmury zaczęły przypływać i przepływać nad Czemalem bardzo szybko – czegoś takiego nigdy nie widzieliśmy. Było to tak dziwne, że zadzieraliśmy głowy i przyglądaliśmy się z rozdziawionymi gębami. I coraz częściej ze zmarszczonymi czołami. Było źle.
Ktoś porozumiał się z innymi Polakami będącymi w tym czasie na Syberii. W Nowosybirsku, który także leżał w pasie zaćmienia przygotowywano się do hucznych obchodów i obserwacji na głównych placach miasta. Wyobraziłam sobie rosyjskie defilady, wyobraziłam sobie tysiące Rosjan przyglądającym się zaćmieniu przez stare dyskietki… Wyobraziłam sobie samoloty rozpraszające chmury nad Nowosybirskiem, najważniejszym miastem Syberii, a kolejne – rozsiewające jodek srebra poza miastem, by chmury powstały gdzie indziej. Rosjanie są przecież mistrzami w manipulacjach pogodą – podczas defilad na Placu Czerwonym pogoda zawsze dopisuje, bo wojskowe samoloty rozpraszają chmury w promieniu 200 kilometrów od Moskwy…
Jesteśmy ponad pół tysiąca kilometrów od Nowosybirska. Nawet jeśli nie używają chemii, tylko samych samolotów do rozpraszania chmur, to gdzie te chmury miały sobie pójść, jak nie do nas, w najbliższe góry? No i przyszły!
Jesteśmy ponad pół tysiąca kilometrów od Nowosybirska, w którym na pewno będzie piękne bezchmurne niebo. Droga z Nowosybirska do Czemalu zajęła nam 14 godzin – 10 godzin pociągiem i kolejne 4 marszrutkami. Nawet gdybyśmy teraz wyruszyli, nawet gdyby był pociąg i były w nim miejsca – nie zdążymy. Ktoś z naszych próbował nawet wyczarterować samochód, żeby podjechać chociaż trochę bardziej na północ, ale pomysł upadł. Nie mieliśmy żadnej gwarancji, że w innych miejscach w Ałtaju będzie bezchmurne niebo.
Co kilka godzin zerkaliśmy na niebo przez okulary z filtrami do obserwacji zaćmienia. Patrzyliśmy, jak Księżyc coraz mocniej przysłaniał Słońce. Ludzie rozstawiali sprzęt na polu przy naszym domostwie. Kierowali obiektywy i teleskopy precyzyjnie w miejsce, gdzie o 17:00 miało znajdować się Słońce. Wszyscy mieliśmy nadzieję, że chmury pójdą dalej na południe. Ale i tak atmosfera była grobowa. A momentami bardzo napięta.
Nie wiedzieliśmy, ile tak naprawdę mamy do stracenia. Nigdy wcześniej nie widzieliśmy pełnego zaćmienia słońca. Stwierdziliśmy, że widocznie tak właśnie miało być i może następnym razem się uda. Nie chcieliśmy siedzieć wewnątrz tego astronomicznego obozowiska, bo naprawdę atmosfera nas przytłaczała. Postanowiliśmy wykroić sobie z tej chili najwięcej. Dlatego postanowiliśmy pójść w cudowne miejsce nad rzeką Katuń, które wypatrzyliśmy dzień wcześniej, wracając z wyspy Patmos.
Faza pełnego zaćmienia słońca
Przycupnęliśmy na skraju zbocza ponad żwirową plażą. Rozstawiliśmy się ze statywem i czekaliśmy. Ku naszemu zdziwieniu niebo zaczęło się przejaśniać. Bardzo dobrze było widać częściowe zaćmienie. A okoliczności przyrody były niesamowite – kipiące, wody górskiej rzeki, która tutaj łączyła się z dwóch biegów opływających wyspę Patmos, surowe skały Ałtaju, zielone syberyjskie lasy i nisko latające ptaki, którym chyba się wydawało, że albo nadciąga burza, albo zmierzch. Przez chwilę byliśmy pewni, że jednak zobaczymy pełne zaćmienie. Niestety. Kilka minut przed samym zaćmieniem przyszła ciemna chmura – i co tu dużo mówić – centralnie zasłoniła nam Słońce. Żeby było mało, po około dwóch minutach fazy całkowitego zaćmienia odpłynęła sobie gdzieś w kierunku Mongolii.
Nie widzieliśmy samego momentu całkowitego zaćmienia, tych dwóch najważniejszych minut. Ale i tak było niesamowicie. Siedzieliśmy na zboczu, w dole szumiące wody rzeki; w ciągu kilku sekund zrobiło się prawie ciemno; wszystkie zwierzęta ucichły. Świat na chwilę stanął w miejscu… Dla nas było to wspaniałe i wzruszające przeżycie.
Dopiero rok później, w Indiach, w Varanasi, udało nam się zobaczyć pełen kosmiczny spektakl – fazę całkowitego zaćmienia słońca podczas najdłuższego zaćmienia stulecia (niektóre źródła twierdzą, że tysiąclecia) i rzeczywiście była to jedna z najbardziej niezwykłych rzeczy, jakie widzieliśmy do tej pory. Ale wtedy, w Ałtaju, byliśmy zachwyceni tym, czego doświadczyliśmy. Myślę, że gdybym – jak nasi łowcy – wcześniej widziała zaćmienie, to bym się wówczas poryczała nie ze wzruszenia, a z żalu.
Zwlekaliśmy z powrotem do naszej kwatery przy Sadowej. Trochę baliśmy się, tego, w jakich nastrojach są pozostali. Przejechali 5 tysięcy kilometrów dla tych dwóch minut, które im odebrano. Jak już wcześniej wspominałam, część z nich przyjechała wyłącznie na to zaćmienie i za kilka dni będzie już w podróży powrotnej do domu. Nas czekał jeszcze Irkuck i Bajkał.
Gardłowe pienie
Wieczorem mieliśmy zaplanowaną jeszcze jedną atrakcję, która miała być okazją do świętowania udanej obserwacji słońca – koncert buriackiego śpiewaka. Słuchaliśmy jego przejmującego śpiewu, śpiewu bardzo specyficznego, bo z gardła, a także jego gry na drumli i w duchu przeżywaliśmy jeszcze raz wydarzenia mijającego dnia. Każdy na swój sposób.
c.d.n. …
★★★