New York City, such a fabulous place!
Dzisiaj zapraszam na pierwszą część relacji z naszego lutowego (2013) wypadu do NYC. Wyjazd lutowy, poniekąd walentynkowy, ale załapaliśmy się też na obchody Nowego Chińskiego Roku i President’s Day. Oprócz wizyt w Guggenheimie, MoMie i Metropolitan, w Empire State Building, Centrum Rockefellera, Central Parku, w finansowym Downtown, galeriowym Chelsea, Chinatown, Little Italy, and so on and so on, nie mogło zabraknąć także innych smaczków. Nie byłabym sobą, gdybym nie cyknęła sobie zdjęcia na schodach Carrie B. (i przed domen Friendsów), nie poszwendała się po SoHo i Broadwayu i nie odwiedziła kilku kultowych centrów handlowych (i nie skorzystała z tych słynnych amerykańskich wyprzedaży).
Ponieważ mieszkaliśmy w Chelsea, czyli tuż obok Greenwich, postanowiłam jednego przedpołudnia udać się na poszukiwania dwóch słynnych serialowych domów. Zaraz, zraz – zapytacie – dlaczego na Greenwich? Dlatego, że rzadko kiedy fasady filmowych budynków znajdują się tam, gdzie niby się znajdują (według scenariusza). I zupełnym przypadkiem ;), dwa interesujące mnie budynki – jeden udający kamienicę z Brooklyn Hights, drugi – czynszówkę z Upper East Side, w rzeczywistości znajdują się w Greenwich, i to w odległości zaledwie kilku przecznic od siebie.
Pierwszy z nich to dom, w którym mieszkali filmowi przyjaciele: Rachel, Monika, Joey i Chandler (plus, okazyjnie, Ross i Phoebe). Jestem ogromną fanką serialu Friends (serial obejrzałam chyba z kilkanaście razy – wszystkie dziesięć sezonów!) i po prostu musiałam zobaczyć ten dom na żywo! Niepozorny budynek na rogu, nieopodal słynnej Bleeker Street. Ceglany, zatem spokojnie mógł udawać jeden z tych brooklyńskich. Na dole rzeczywiście jest kawiarnia, która bynajmniej nie nazywa się Central Perk. Kiedy robiłam zdjęcia budynku, co najmniej dwie wycieczki z przewodnikiem pojawiły się w okolicy i też go obfotografowały należycie. No cóż, nie tylko ja mam sentyment do tego serialu!
Drugi domek, który odwiedziłam, to oczywiście dom Carrie Bradshaw z mojego drugiego ulubionego (czego jakże trudno się było domyślić!!!) serialu Sex and the City. Dom Carrie teoretycznie (scenariuszowo) znajdował się przy 245 East 73rd Street, tymczasem ulica i budynek, którego schody, o których marzyła nie jedna dziewczyna, to 66 Perry Street (między większą Bleeker St i Czwartą Zachodnią). Kiedy tam dotarłam, żeby sobie strzelić fotkę na tych osławionych schodach, musiałam czekać w kolejce, aż inne fanki serialu wypełnią swoją misję. I co ciekawe, na zdjęcie przy wejściu do kamiennicy Carrie czekały i szesnastki, i ja (l. 32) i eleganckie panie 40+, a nawet pani w wieku mojej mamy (mąż jej robił zdjęcie!). Co druga, miała ze sobą gigantyczne kartonowe carrier bags z zakupami. Żeby przez chwilę poczuć się jak sama Bradshaw. :)
Oczywiście skłonność kobiet do zakupów i chęć posiadania pięknych rzeczy (zwłaszcza: butów, torebek i ciuchów in general), zwłaszcza kobiet w szczególnym stanie rozanielenia (bo Nowy Jork, bo Carrie Bradshaw, no Manolo Blahnik, omg!!! woah!!!) Amerykanie potrafili przekuć na ciężkie dolary: ze trzy domki dalej, na rogu Perry i Ósmej pojawiło się mnóstwo markowych sklepików: Michael Kors, Ralph Lauren, Prada… I co druga fanka serialu (wliczając autorkę tego tekstu), dawała się skusić. ;)
Tuż obok, przy 401 Bleeker Street, znajduje się kultowa piekarnia Magnolia Bakery, do której Carrie, Miranda, Charlotte i Samantha przyjeżdżały z Uptown na babeczki. Podobno taksówkarze nie chcą już wozić lasek przez pół Manhatanu do Magnolii („U r not doin’ this Sex and the City cupcake thing, r u? First u eat the cupcakes, then u cry that u’re getting 2 fat…”). Same Magnoliowe cuda można obejrzeć codziennie na ich facebookowym profilu.
A w witrynce dumnie sterczy zdjęcie S.J. Parker i C. Nixon. (Jeśli Wam się zamarzy podobna babeczka, polecam te, co się pojawiają na standzie w Złotych Tarasach, chyba na parterze, koło schodów „do kina”.)
Skoro już jesteśmy przy smakołykach to wspomnę jeszcze jedno miejsce, które odwiedziliśmy – nie mniej filmowe! Jest to miejsce, w którym bywa sam Woody Allen: kawiarnia Lexington Candy Shop. I pochwalę się, że siedziałam przy tym samym stoliku, co Woody. ;) Sama Lexington Candy Shop stała się scenerią także wilku innych filmów (Trzy dni Kondora, Niania w Nowym Jorku), czy reklam (poniżej zdjęcie reklamy amerykańskiej wełny z lat 70tych). Głównie ze względu na świetny klimat i wnętrze, które – jak twierdzą właściciele – niewiele się zmieniło o 1948 roku (te barowe stołki z reklamy wełny cały czas tam są!). Ale jedzenie też tam mają rewelacyjne – jedliśmy tam świetne hamburgery i naleśniki z orzechami pecan, które przepijaliśmy coca-colą z syropem czekoladowym. Pycha! Polecamy!
O zakupowych mekkach, Century 21, Bloomies, Macy’s, o artystycznym pchlim targu na hipsterskim Williamsburgu, o vintage-shopach będzie w kolejnym wspominkowym wpisie!
Pozdrawiam, Asia