Tokio. Tak jak obiecywałam, idzie na pierwszy ogień. Stolica. Najważniejsze miasto Japonii, jeśli nie całej wschodniej Azji (chociaż o prym dzielnie walczy też Szanghaj). Jedna z największych i najbardziej zatłoczonych metropolii świata. Oczywiście Tokio nie da się opisać ot tak, w jednym poście. Podobnie jak nie sposób opisać w ten sposób Nowego Yorku, Paryża, czy Pragi. Ale od Tokio zacząć jest dobrze, bo tam większość gajdzinów kieruje swoje pierwsze kroki. To najczęściej do Tokio, a właściwie do oddalonej o 100 km Narity, przylatują po raz pierwszy. Podobnie ja – za pierwszym razem, kiedy przyleciałam na konferencję, i za drugim – z Kondim, na nasze cudowne wakacje. Zatem… Welcome to Tokyo! 東京へようこそ!

Tokio/Tokyo (jap. 東京 – po japońsku poprawnie wymawiane przez dwa długie „ō”) jest fantastyczne! Niepowtarzalne! Pełne sprzeczności: stare kontra nowe, tradycyjne vs. mega-nowoczesne, betonowo-stalowe (raj dla inżyniera, czyli mnie!), a za razem pełne wspaniałych parków i drewnianych pawilonów. Ta… Tak zaczyna narrator w niemal każdym filmie podróżniczym o Tokio i Japonii – na Travelu, Discovery Chanel, czy innym NG. Ale Tokio takie właśnie jest.

Jest magiczne. Magiczne są nazwy poszczególnych dzielnic i dystryktów, które każdy z nas kiedyś słyszał, niektóre kojarzy… Nie będę oryginalna, jeśli powiem, że moje ulubione to te najbardziej znane i popularne wśród turystów: Shinjuku (tam, gdzie największa na świecie stacja metra i mega skupisko neonów reklamujących bary karaoke, restauracje, puby, sklepy, wypożyczalnie „mehów” i co tam jeszcze mają), zakupowa mekka – Ginza, o której już wcześniej pisałam, tzw. „starówka”, czyli Asakusa i sztuczna wyspa Daiba. Mniej zachwyciły mnie Shibuya (gdzie piesek Hachikō dokonał swojego żywota…), Roppongi (tokijska wieża Eiffla, dzielnica słynna też z barów z hostessami), czy Yoyogi z przereklamowanym, moim zdaniem, Harajuku. Za to bardzo spodobały mi się dzielnice z jednorodzinnymi domkami, w których mieszkaliśmy – Osaki i Meguro – jak wioseczki pośród betonu! Jedno jest pewne: gdyby ktoś zaproponował mi zamieszkanie w Tokio, zgodziłabym się od razu. Bez wahania. Nie na zawsze (ale o tym kiedy indziej), ale natychmiast.

W Tokio wysiedliśmy z pociągu z Narity na Tōkyō Eki, czyli „Dworcu Tokio”, by trafić prosto na ulokowaną pod dworcem stację metra o dosyć charakterystycznej nazwie – Tokyo, która to stacja leży na linii Marunouchi-sen, oznaczonej kolorem czerwonym (uwaga – nie pomylić jej z blado czerwoną – moim zdaniem „pomidorową” – linią Asakusa). Stacja ta podziemiami łączy się z sąsiednią gigantyczną stacją Ōtemachi, na której krzyżuje się aż pięć innych linii (niemal cała tęcza) i możemy się przesiąść np. do jednej z moich ulubionych, tj. błękitnej linii Tōzai-sen (której nazwa oznacza „wschód-zachód” – prawie jak jak trasa W-Z pod warszawską Starówką). Tak to sobie wymyślili, że dworzec główny jest przy oddzielnej stacji i linii metra – chyba po to, żeby nieco rozładować tłum. Zatem jeśli chcemy jechać gdzieś dalej, linią inną niż czerwona (a czerwona akurat leci do Shinjuku, la, la, la…), to musimy sobie podziemiami podreptać (nawet ze 20 minut).

Tokyo Eki by night

Dworzec główny Tokio – Tōkyō Eki (akurat mam pod ręką zdjęcie nocne)

Postanowiliśmy jednak nie uderzać od razu do flagowego Shinjuku (przeczytaj nasze posty o Shinjuku), a popatrzeć na dzielnicę finansową z jej wieżowcami, zerknąć na Ogrody Cesarskie (i moje miejsce zamieszkania podczas pierwszej wizyty w Tokio, Hotel KKR – polecam, pokoje mają nieziemskie widoki z okien) i podreptać do Ginzy. Zapakowaliśmy plecaki do lockerów na stacji (uwaga – dobrze zapamiętać, gdzie się zostawiło plecaki, bo potem bardzo, bardzo, ale to bardzo trudno jest do nich trafić z powrotem – polecam sprawdzony zaułek lockerowy przy dosyć charakterystycznym punkcie – sklepie Gucciego, tak, tak sklep Gucciego w podziemiach) i udaliśmy się na spacer obejmujący okolice opisane w opublikowanym już jakiś czas temu poście (przeczytaj tutaj), nie będę się zatem o tych okolicach ponownie rozpisywać. W każdym razie w Ginzie spałaszowaliśmy nasze pierwsze japońskie posiłki zakupione w kombini (skrót od ang. convenience store) w postaci onigiri**, zwanymi potocznie przez gajdzinów „ryżowymi kanapkami” – czyli trójkątów z ryżu (tak wiem, że to brzmi abstrakcyjnie, też mi to tak brzmiało, kiedy pierwszy raz czytałam o onigiri w książce Marcina Bruczkowskiego Bezsenność w Tokio, ale to naprawdę są trójkąty z ryżu!) owiniętego w płatki glonów nori dostępne w wersji z nadzieniem (zazwyczaj jest to marynowana śliwka umeboshi, sałatka z tuńczyka tsunasarada albo ikra – kyabia lub ikura) lub bez. (Ceny od kilkudziesięciu do kilkuset jenów za sztukę w zależności od stafu w środku).

Tokyo Royal Gardens 01

Widok z mojego okna w hotelu KKR Tokyo na Ogrody Cesarskie (widoczne są wewnętrzne mury dawnego zamku)

onigiri たまごかけごはんふう

Onigiri z kombu – dosyć specyficznym i pysznym rodzajem wodorostów (¥110) oraz tamago, czyli z jajkiem (¥120)

Tokyo Imperial Palace – Ogrody Cesarskie, Chiyoda Ogrody Cesarskie, to zielone serce Tokio, chociaż parczków (i to zdaje się większych), mają w Tokio od cholery – można je świetnie pooglądać z wież tokijskiego ratusza. A dlaczego serce? Bo w samym środku miasta. Otoczone fosą i podwójnymi murami  stanowiły niegdyś ogrody przylegające do gigantycznego Zamku Edo zbudowanego przez Shogunów Tokugawa. Zamek Edo już nie istnieje. Podobnie jak większość japońskich zamków, spłonął, ale choć te pozostałe wielokrotnie odbudowywano, przebudowywano i odrestaurowywano (niektóre dopiero teraz odbudowują), Zamku Edo nie odbudowano. Pozostały gigantyczne kamienne fundamenty, czy może bardziej „podmurówka”, które same w sobie świadczą o dawnej wielkości zamku. Obecnie ogrody są dostępne dla ludu (poza wydzielonym fragmentem, gdzie znajduje się główna rezydencja cesarza Japonii – tzw. Pałac Cesarski, Kōkyo) jako swego rodzaju miejski park. Ogrody są przepiękne, fantastycznie utrzymane (jak wszystko w Japonii, chociaż w tym przypadku to chyba starają się w dwójnasób). Znajdziemy w nich piękne i interesujące rośliny – m.in. ściany (bo trudno nazwać je klombami) hortensji, stawy porośnięte irysami, gaj z przeróżnych odmian bambusów. Niektóre fragmenty ogrodu odzwierciedlają florę poszczególnych regionów Japonii. Rośliny są elegancko opisane (drewniane tabliczki). Oczywiście znajdziemy i „tradycyjny ogród japoński” z mostkiem i kamiennymi latarniami (nie wiem dokładnie w jakim stylu i z którego wieku, bo tych rodzajów japońskich ogrodów są oczywiście dziesiątki). Trudno się powstrzymać od porównania Ogrody Cesarskich do nowojorskiego Central Parku – w obu przypadkach jest kawał spokojnego parku, kipiącego zielenią drzew odbijających się w uroczym stawie, w obu przypadkach park tkwi pośród betonowo-stalowo-szklanej dżungli i trudno znaleźć widok, który nie byłby obramowany panoramą drapaczy chmur. Tylko że w tokijskim „central parku” nikt nie piknikuje na trawnikach, nikt nie zbacza z kamiennych alejek i nie gra w baseball na polanach. Porządku pilnują panowie strażnicy – jak wszyscy pracownicy tego typu, uzbrojeni w nieskazitelnie białe rękawiczki i czapki z dużymi rondami – którzy patrolują park na rowerach. Zastanawiam się przed kim pilnują, bo przecież żaden Japończyk nie zachowa się nigdy w tym parku niestosownie. Może przed gajdzinami? ;)

Tokyo Royal Gardens 02

Widok z mojego okna w hotelu KKR Tokyo na Ogrody Cesarskie, w tym jedną z bram z mostkiem przy stacji metra Takebashi

Tokyo Royal Gardens 03

Wejściówka na blaszce – do zwrotu przy wyjściu; jak widać – ogrody czynne do godziny 17:00, potem zamykają bramy

Tokyo Royal Gardens 04

Plan całego kompleksu wydzielonego fosami (za fosami – regularna zabudowa z wieżowców ze szkła, stali i betonu)

Tokyo Royal Gardens 05

To żadna świątynia, tylko dawna budka strażników, którzy decydowali, czy danego delikwenta wpuścić za wewnętrzne mury

Tokyo Royal Gardens 08

Tokyo Royal Gardens 06

Kolejne zabudowania („wojskowe” o ile pamiętam)

Tokyo Royal Gardens 07

Owo słynne stare versus nowe :)

Tokyo Royal Gardens 09

Mury wewnętrzne – układane z gigantycznych kamieni, idealnie dopasowanych do siebie (mur bez zaprawy)

Tokyo Royal Gardens 10

Pan mnich na spacerze…

Tokyo Royal Gardens 11

Pawilon widziany spoza ogrodów (blisko bramy Sakuradamon – Bramy Sadu Wiśniowego), w wysuniętym na zachód krańcu ogrodu – stąd można było oglądać oddaloną o ok. 100 km Świętą Górę Fuji

Tokyo Royal Gardens 12

Dosyć niepozorna ścieżka, która okazuje się być bardzo ważną ścieżką, ponieważ….

Tokyo Royal Gardens 13

…każdy Japończyk wie, że ten korytarz był miejscem bardzo niefortunnych wydarzeń z 1701 roku, kiedy to pan Asano Takumino-Kami Naganori zaatakował i ranił pana Kirę Kōzuke-no-Suke Yoshinaka, czyli tzw. historię 47 lojalnych Rōninów; ten korytarz został nazwany Matsu-no-ō-Rōka na cześć korytarza z malowidłami sosen (matsu), drugiego najdłuższego wyłożonego matami tatami korytarza Zamku Edo; w 2013 roku wszedł do kin film pt. 47 Roninów

Tokyo Royal Gardens 14

Po prawej stronie „korytarza” morze łopianów (to chyba łopiany, nie?)

Tokyo Royal Gardens 15

Po lewej – hortensje!

Tokyo Royal Gardens 16

Hortensja to po japońsku アジサイ / ajisai (czyt. „adzisaj”)

Tokyo Royal Gardens Hydrangea Ajisai

Japońskie hortensje (ajisai)

Tokyo Royal Gardens Bamboo forest Japan

Przechodzimy do zakątka bambusowego…

Tokyo Royal Gardens 19

13 gatunków bambusów z różnych stron Japonii

Tokyo Royal Gardens 20

Przy bambusie nr 13 – wg rozpiski „Phyllostachys heterocycla Nabeshima”

Tokyo Royal Gardens 21

Listki bambusa „Phyllostachys heterocycla Nabeshima” :)

Tokyo Royal Gardens 22

Zamek Edo – historyjka

Tokyo Royal Gardens 23

Widok z zamkowej „podmurówki”

Tokyo Royal Gardens 24

A to taki dziwny pawilon – dochodziła z niego muzyka fortepianowa :)

Tokyo Royal Gardens 25

Jedna z bram wejściowych (od wewnątrz)

Tokyo Royal Gardens 26

Widok z murów wewnętrznych (za tymi wieżowcami jest mniej więcej dworzec tokijski, a trochę dalej Ginza)

Tokyo Royal Gardens 27

Porządek musi być (a rękawiczki muszą być śnieżnobiałe)!

Tokyo Royal Gardens 28

Pawilon herbaciany – tutaj odbywały się ceremonie parzenia herbaty

Tokyo Royal Gardens 29

Biegniemy za panem do tradycyjnego ogrodu japońskiego ze stawem porośniętym irysami

Tokyo Royal Gardens 34

Tokyo Royal Gardens 33

Tokyo Royal Gardens 35

Kępy irysów (końcówka kwitnienia)

Tokyo Royal Gardens 36

Irysy są przyszywane do maty, która jest osadzana następnie w dnie stawu

Tokyo Royal Gardens 37

Stanowisko „przyszywania” sadzonek irysów do maty :)

Tokyo Royal Gardens 38

Iris japonica. czyli shaga – シャガ (czyt. siaga)

Tokyo Royal Gardens 40

Mostek przy stacji metra Takebashi (kiedyś był bambusowy)

Tokyo Royal Gardens 41

Pan strażnik ma kija – tylko na co mu on?!

Tokyo Royal Gardens 43

Takebashi („bambusowy most”) za czasów Edo

Tokyo Royal Gardens 46

Nic innego, jak fosa…

Tokyo Royal Gardens by Night

Kawałek pałacu w ogrodach (nocą…) ;)

A teraz bonus – sztuka chodnikowa (która nota bene jeszcze nie raz się pojawi)! Oto jakie ładne płyty chodnikowe pojawiają się co kilkanaście metrów na ścieżce spacerowej dokoła fosy otaczającej ogrody…

Tokyo Royal Gardens Pavement 01

クロユリ (kuroyuri) – czarna lilia

Tokyo Royal Gardens Pavement 03

さくら (sakura) – wiśnia

Tokyo Royal Gardens Pavement 02

そめりよしの (Someri Yoshino) – odmiana letnia

Jak dotrzeć… Do Ogrodów Cesarskich jak najbardziej można dojechać metrem (to ten zielony wielokąt na środku mapki metra). Oprócz przeprawy przez dworzec główny lub stację Ōtemachi, można też wysiąść na stacjach:

  • Takebashi – przystanek T08 błękitnej linii Tōzai (btw, na tej linii jeżdżą pociągi zwykłe i przyśpieszone, tzw. „Rapi:t”, które niestety nie zatrzymują się na tej stacji),
  • Nijubashimae – przystanek C10 zielonej lini Chiyoda,
  • Sakuradamon – przystanek Y17 pomarańczowo-brązowej linii Yurakucho,
  • Hanzōmon – przystanek Z05 fioletowej linii Hanzōmon.

Łatwo się domyśleć, że stacje metra powstały w miejscach w pewien sposób historycznych – przy mostach i bramach wejściowych na teren cesarza.

Tokyo Metro Takebashi Entrance 02

Bardzo podobają mi się skromniutkie wejścia do metra – owszem, czasami trudno je znaleźć, bo mieszczą się np. między kioskami albo w wejściu do sklepu (lub w samym sklepie – jak w Shinjuku), ale nikt psują widoku (jak np. niektóre warszawskie obrzydliwe bąble z pleksi)

Tokyo Metro Takebashi Entrance 01

Wejście w wejście; btw, to owi słynni „sararimeni” (ang. salary men), czyli pracownicy biurowców – garniturowe klony (co ciekawe – nie noszą krawatów)

A tutaj „rzeczywisty” widok na ogrody z góry :)

Wyświetl większą mapę

Fajnie się złożyło, że wpis ze zdjęciami pięknych hortensji i irysów, publikujemy akurat dzisiaj – czyli w Dzień Kobiet. Z tej okazji dorzucamy jednak jeszcze jedno zdjęcie cudnego kwiatu: różowego lotosa, który Asia sfotografowała w Ōtsu. Chcieliśmy w ten sposób serdecznie podziękować wszystkim naszym Czytelniczkom za odwiedziny i życzyć im wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń, w tym wielu podróżniczych przygód!

Asia i Kondi

Lotus

—– *) Nihon e yōkoso! – Witaj w Japonii! **) Onigiri i wiele innych japońskich przekąsek (prawie takich jak w Japonii) można zjeść w Warszawie w Izumi Sushi Izakaya – vis a vis Dworca Centralnego. Polecam!

🇯🇵

[jetpack_subscription_form show_subscribers_total=0 title=0 subscribe_text=”Nie chcesz przegapić kolejnego wpisu? Subskrybuj nasz blog Byłem tu. Tony Halik. przez e-mail.” subscribe_button=”Zapisz się!”]