2009.08.06, Bombaj

Dotarliśmy.

Jechaliśmy tu całą dobę – okropnym sleeperem, z Jhansi (a wcześniej auto-rikszą z Orćchy). Dotarliśmy nad ranem, po czwartej. Udało nam się złapać niedrogą taksówkę (200 Rs) do Colaby, czyli słynnej dzielnicy hotelowej, położonej wzdłuż wybrzeża Morza Arabskiego, obok słynnych wrót do Indii (Gateway of India – podobne do tych w Delhi, ale te wychodzą prosto na morze) i słynnego hotelu Taj Mahal Palace, pod którym niedawno podłożono bombę. :P

Hotel_Bombay_02

Hotel The Taj Mahal Palace w Bombaju

Od razu podaliśmy taksówkarzowi adres jednego z rekomendowanych przez LP guest-housów, Sea Shore Hotel, który dodatkowo polecali ludkowie z bollywood.pl (nocowali tam w styczniu tego roku), ale ku naszemu zdziwieniu cały hotel, który zajmował jedną z kondygnacji wielkiej kamienicy był pusty, hulał w nim wiatr i trzaskał okna. Znaczy taksówkarz powiedział nam, że tam jest remont, a on może nas zawieźć do innego, dobrego ;) hotelu – ale myśleliśmy, że to ściema (słynne są ściemy taksówkarzy i rikszarzy typu – hotel spłonął, albo zalało go, albo nieczynny – które wciskają turystom, aby zawieźć ich do „zaprzyjaźnionego” hotelu, gdzie potem dostają prowizję od właściciela). A tu zonk – serio remont. Sąsiedni hotel „Maria” też w remoncie. A inne, czynne, przepełnione, mimo syfiastych maleńkich pokoi bez łazienek i często bez okien. To co nam proponowano, to np. ciemna szafa/closet wielkości łóżka za 800 Rs na 5. piętrze. Były też eksklusivy – hotele-pałace w stylu kolonialnym, przy samym bulwarze, gdzie ceny zaczynały się od 3000 Rs za dwójkę. Wiedzieliśmy, że Bombaj jest najdroższym miastem Indii, a budżet na spanie niestety w tym przypadku trzeba potroić, ale trzy tysiące rupieci… No thanks!

Wniosek jeden – przewodnik LP z 2007 roku (czyli najnowsza wersja obecna na rynku)  jest baaardzo nieaktualny – szkoda, że update planują dopiero na jesień tego roku, czyli po naszym powrocie.

Wzięliśmy mapę i skierowaliśmy się do jednej z ostatnich desek ratunku, czyli do Salvation Army Red Shield Hostel – czyli w wolnym tłumaczeniu „Ochronki Armii Zbawienia” (drugą deską miał być równie słynny YWCA), gdzie dostaliśmy całkiem spory i czysty pokój z łazienką – w łazience nawet było okno i to z widokiem na Pałac Tadź Mahal – za jedyne ;) 600 Rs za dobę. A i w cenie było śniadanko: jajko na twardo, trzy tosty, dżemik o smaku landrynek (dżem o tym smaku serwują w całych Indiach, a nawet w Nepalu), banan i przesłodzona i rozwodniona kawa oraz jakiś lunch i kolacja, na które jednak się nie załapaliśmy, bo się woleliśmy szwendać w tym czasie po mieście. W SA mieszkało całe mrowie białasów i skośnych – chyba wszyscy travellersi i backpakersi Mumbaiu. :) – ale też  kilka hinduskich licealistek – co rano wystrojone w granatowe spódniczki, białe bluzeczki i krawaciki wyruszały do szkoły (u nich rok szkolny trwa w najlepsze, a wakacje będą mieć w czasie naszej zimy, a ich lata). SA to dobra opcja dla tych, co, cytuję LP, „liczą się z każdą rupią”, bo oprócz dwójek i trójek (a właściwie trójek i trójek w cenie dwójek – bo w naszej dwójce były trzy łóżka :) można też wykupić za 150 Rs łóżko w tzw. dormitorium, czyli pokoju z sześcioma piętrowymi łóżkami (i jedną wspólną łazienką!!!). W każdym razie my z naszej dwójko-trójki byliśmy zadowoleni.

Przed chwilą wróciliśmy ze śniadanka – wyszliśmy za róg, bo śniadanko Armii Zbawienia przysługuje nam dopiero jutro, a kupić tego zestawu z bananem nie mogliśmy, ponieważ wszystko mają wyliczone, co do sztuki – ale trafiliśmy do ciekawej „po angielskiej” knajpki, gdzie wreszcie nam się udało spróbować słynnej potrawy masala dosa, czyli dziwacznego opłatka zawiniętego w kopertę z nadzieniem w środku (my zamówiliśmy z fasolą), zamówiliśmy też tosty z omletem, tosty z masełkiem i świeży sok z arbuza – wszystko pychotka. A teraz udajemy się na drzemkę – bo w sleeperze się strasznie wymęczyliśmy… Dla odmiany prześpimy się w pozycji całkowicie horyzontalnej, z rozprostowanymi wszystkimi kończynami z zastosowaniem poduszki.

No to na razie – po południu wyruszamy na podbój Bombaju!
Asia i Kondi

—-Update—-

PS. Iza napisała smsa, ze jest w Pokharze i zostaje tam do końca urlopu i spotkamy się w Delhi. Chyba się zmęczyła wieczną włóczęgą.

🇮🇳

[jetpack_subscription_form show_subscribers_total=0 title=0 subscribe_text=”Nie chcesz przegapić kolejnego wpisu? Subskrybuj nasz blog Byłem tu. Tony Halik. przez e-mail.” subscribe_button=”Zapisz się!”]