Catvertising.
Czyli koci adwertajzing. W Japonii nabiera szczególnego znaczenia, bo kotek sprzeda Japończykowi wszystko. Zwłaszcza rzecz absolutnie mu niepotrzebną. Możecie wierzyć lub nie, ale Japończycy (nawet dorośli faceci) nie potrafią być obojętni wobec kotków. Kotki rządzą!
Chcesz coś sprzedać w Japonii? Oto kilka sposobów na zapewnienie wysokiej sprzedaży:
a) umieścić na opakowaniu kotka,
b) umieścić kotka w logo firmy,
c) użyć kotka w reklamie,
d) zrobić ten przedmiot w kształcie kotka…
A już gwarantowane zyski się osiągnie, stosując owe cztery zabiegi jednocześnie, a na dodatek niech kotek będzie różowy. Tak, pinku no neko (jap. różowy kot) to bardzo silny zabieg marketingowy. Jeszcze większy luksus zapewni nam chyba tylko prawo do wykorzystania wizerunku Hello Kitty. Chociaż ostatnio Kitty ma przekichane, bo przypisują jej diabelskie moce. Ale o tym kiedy indziej.
Dlaczego kotki? Poza tym, że są słodkie i cudowne i rozkoszne, a Japończycy lubią wszystko, co jest słodkie i cudowne i rozkoszne, czyli cute i kawaii?! Może dlatego, że w kulturze japońskiej (od-chińskiej, bo sami tego nie wymyślili) zakorzenione jest wierzenie, że kotek przynosi pomyślność i zyski (piniondze!) danemu przedsięwzięciu. Niemal w każdej witrynce i przy wejściu do sklepu, restauracji, onsenu, czy innego przybytku, wita nas kotek maneki neko (招き 猫), machając do nas łapką.
Maneki neko to obecnie jedna z najpopularniejszych pamiątek z Japonii. Zwłaszcza chętnie turyści (w tym ja, bo uległam temu trendowi) kupują kotki z bateryjką słoneczną, dzięki czemu kotek macha łapką non stop!
Natomiast żywe kotki również są poniekąd traktowane jako towar, a właściwie usługa, acz raczej w nieszkodliwej formie. W Japonii popularne są tzw neko caffe, czyli kocie kawiarnie. Są to miejsca, gdzie można wypić kawę (bardzo drogą – cena ok. 1000 jenów, czyli 30-40 zł za filiżankę, a do tego dochodzi drugie tyle za wstęp) w towarzystwie kotków – można się z nimi pobawić, pogłaskać (oczywiście, jeśli mają na to ochotę), czy zafundować im przekąskę także im (jeszcze wyższe ceny, ale to akurat dobrze, bo kotki by były spasione jak prosiaczki). To idealna opcja dla tych, którzy uwielbiają kotki (czyli dot, 99% Japończyków), a którzy nie mogą ich trzymać w domu. Pieniążki, które kawiarnia zarabia, w dużej mierze idą na utrzymanie kotków (można powiedzieć, że kotki same zarabiają na siebie).
Kilka przykładów japońskiego catvertisingu. Btw, nasz blog też powinien podpasować Japończykom – w końcu mamy kuro neko (jap. czarnego kota) w logu! =^.^=
I kilka reklam telewizyjnych. :)
Jeszcze raz maneki neko tym razem live :)
Hello Kitty Juice
Koci Sarariman (salaryman, czyli garniturowiec z pensją)
To jest przesłodkie! Kotek w yukacie!
A teraz coś dziwacznego – Neurowear, kocie uszki reagujące na fale mózgowe…
A kto wytrzyma i obejrzy tę kocią reklamę do samiusieńkiego końca?
Ten kotek akurat nic nie reklamuje (sfotografowaliśmy go w kociej kawiarni, Neko Cafe, w Shinjuku), chociaż gdyby takie foto pojawiło się na banerach, na pewno sprzedaż tego czegoś, co było kiedyś w wiaderku, by wzrosła ^-^
A na koniec jedna ciekawostka.
Wiecie jak japońskie kotki miauczą? Bo nie robią wcale „miau, miau”…
Otóż nihon no neko (jap. japońskie kotki) robią „nya, nya”. Trochę jak NyanCat, tróry jest w połowie kotkiem, a w połowie wiśniowa tartą i zostawia za sobą tęczowy szlak…