Miss Zombie (reż. Sabu). Jednym z najbardziej wyczekiwanych przez nas filmowych wydarzeń podczas 8. Festiwalu Filmowego Pięć Smaków była Japońska Noc Grozy. Ogólnie za horrorami nie przepadam (mam lekką traumę z dzieciństwa po filmach o laleczce Czaki), na szczęście podczas tegorocznej nocki było bardziej mrocznie, niż groźnie. Trzy rewelacyjne filmy – każdy w innym klimacie, twórcy wyraźnie bawili się konwencją mieszając horror z dramatem, tudzież czarną komedią i gore. Dzisiaj na tapecie pierwszy z nich – Miss Zombie w reżyserii Sabu.

Niech nikogo nie zwiedzie tytuł. To nie horror klasy B., lecz czarno-biały dramat nawiązujący do sztuk Szekspira, czy może nawet teatru starożytnego. Tylko kostium jedna z głównych bohaterek przywdziała nietypowy, bo jest tytułową… Miss Zombie. Fatum, czyli brak potencjalnego „dobrego wyjścia” z sytuacji (w przeciwieństwie do filmu Drzwi) i ciężką atmosferę wyczuwa się już od pierwszej sceny – kiedy nasza zombie zostaje dostarczona (kurierem, w paczce!) do pewnej zamożnej rodzinki, w charakterze „petto” (maskotki/zwierzątka domowego) wraz z instrukcją hodowli i pistoletem (na wypadek, gdyby coś nie wypaliło – znaczy wtedy powinien wypalić ów pistolet). Od tego momentu, chociaż niby wszystko się dobrze układa  – zombie jest udomawiana, sprząta (za surowe ziemniaki), wszyscy oczekują, że lada moment zacznie się krwawa jatka. Tymczasem nic takiego nie następuje. Miss Zombie grzecznie sprząta, wieczorami zagryza ziemniakiem, powoli zyskuje przychylność pani domu. Normalnie idylla.

Ale idylla, jak to idylla, nie może trwać w nieskończoność. Wszystko się zaczyna walić, kiedy do głosu dochodzi męska… lubieżność. Nie wiem, nie rozumiem dlaczego, ale rozkładająca się (choć powoli, ale jednak) zombie szorująca na kolanach posadzkę, okazuje się dla wszystkich męskich bohaterów niezwykle pociągająca…

Słyszałam po filmie rozmowę dwóch młodych panów, którzy stwierdzili, że useksualnienie zombie przez Japończyków jak najbardziej ma sens. Przecież oni lubią grzeczne kobiety, które bez słowa protestu wykonują wydawane im polecenia, nie dyskutują, za dużo nie gadają. W sumie teoria całkiem sensowna, ale muszę przyznać, że chociaż nie zaznałam w filmie szczególnej grozy, to akurat dla mnie jest to prawdziwa z-groza! Dla nas, gajdzinów, idea seksu z zombie chyba nie jest szczególnie smaczna. Natomiast trzeba zaznaczyć, że zupełnie przywykliśmy do idei useksualniania równie martwych wampirów, którym ludzie bynajmniej nie rozkazują, a które same co rusz rzucają na kogoś urok i go wykorzystują (czyli sytuacja odwrotna). Tyle, że wampiry dawno przestały przypominać obleśne monstra rodem z filmu Nosferatu – Symfonia grozy – są piękne, zmysłowe, eleganckie, rozsmakowane w sztuce. Natomiast nasza zombie ma poharataną buźkę, w niej dziury nieudolnie pozaszywane dratwą, coś tam jej odpada – innymi słowy do piękności nie należy – co nie zmienia faktu, że i tak zawróciła w głowie trzem (żywym!) facetom.

MISS ZOMBIE 01

MISS ZOMBIE 03

MISS ZOMBIE 08

Ów pociąg do Miss Zombie, która tutaj może symbolizować kogoś z innego środowiska, innej (niższej?) klasy społecznej, kogoś uległego, itd., nie jest jednak jedyną kwestią poruszaną w filmie. Głównym dramatem moim zdaniem jest to, co przeżywa pani fatalnego domu, żona jednego z zombiaczych amatorów/adoratorów, która na rzecz Miss Zombie traci najpierw zainteresowanie męża, a potem też miłość synka. Ale nie chcę zdradzić zbyt wiele. Obejrzyjcie trailer (japoński, ale za to zupełnie bez słów) – to poczujecie klimat filmu.
A film polecam, tak.
Asia