Niedawno skończyłam czytać powieść Lisy See pt. Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz. Książkę przeczytałam jednym tchem, zwyczajnie nie mogłam się od niej oderwać! Przyznaję bez bicia (i bez krępowania stóp), że zdecydowanie więcej uwagi i zainteresowania poświęcam kulturze Japonii, jednak po lekturze tej oraz jeszcze jednej książki Lisy See (Miłość Peonii), coraz bardziej intrygują mnie kultura i socjologia dawnych chińskich społeczeństw, zwłaszcza że każda chińska prowincja miała swoje lokalne dialekty, wierzenia i obyczaje, niejednokrotnie mocno różniące się od tych w pozostałych częściach Kraju Środka. Obie książki, choć zaliczają się do beletrystyki, w znaczącym stopniu wzbogaciły moją wiedzę w tym zakresie. Dzisiaj opowiem o moich wrażeniach odnośnie lektury Kwiatu Śniegu…
Książkę kupiłam za zawrotną sumę 12 zł podczas tegorocznej edycji Warszawskich Targów Książki. Miałam ją na oku od dawna, podobnie jak Miłość Peonii i pozostałe powieści Lisy See. Książki tej autorki w Polsce wydawał Świat Książki, którego to klubu byłam aktywnym członkiem przez wiele lat i wielokrotnie widywałam w katalogu kolorowe okładki z kiczowatymi obrazkami umalowanych i ufryzowanych Chinek, ni to z pocztówek, ni to z plakatów. Ale biorąc pod uwagę owe kiczowate okładki i zdawkowe opisy w katalogu, zawsze wydawało mi się, że muszą to być jakieś płytkie romansidła osadzone w chińskich realiach, pełne stereotypów i błędów rzeczowych odnośnie elementów chińskiej kultury, czy chińskiej terminologii. Swego czasu w Polsce była duża „moda” na Azję i Azję Mniejszą i płaczliwe historie kobiet mieszkających za zasłoną w pałacu jakiegoś szacha, mandaryna, czy dramaty członkiń tureckich, indyjskich i innych haremów były bardzo popularne. Podchodziłam do tych książek z dużą rezerwą. W sumie to skusiłam się tylko na jedną z nich – książkę autorstwa Indu Sundaresan pt. Dwudziesta żona, opowiadającą historię Nurdżahan, jednej z najpotężniejszych indyjskich cesarzowych, ciotki Mumtaz, dla której zbudowano Tadź Mahal. Miałam wtedy ogromną fazę na Indie i czytałam na ich temat wszystko, co tylko wpadło mi w ręce – od bardzo trudnej, nagrodzonej prestiżową nagrodą The Booker Prize, książki Arundhati Roy Bóg rzeczy małych, po właśnie takie historyczne romanse. Ale, jak zwykle, za bardzo odchodzę od tematu… Co chcę powiedzieć, to to, że po „chińskie” książki Lisy See, wtedy, tj. jakieś 10 lat temu, kiedy były w Polsce dosyć popularne, nie sięgałam.
Sięgnęłam stosunkowo niedawno, tuż przed wyjazdem do Szanghaju, czyli jakieś dwa lata temu. Przeczytałam wtedy Miłość Peonii i przyznaję, że byłam w lekkim szoku po skończeniu książki. Czemu w ogóle ją kupiłam? Z bardzo prozaicznego powodu – tak jak Kwiat Śniegu… była na wyprzedaży i zapłaciłam za nią bodajże 10 zł. Nie wiem, jak Wy, ale ja, chociaż uwielbiam swojego Kindle (o którego zaletach, zwłaszcza w podróży, ostatnio pisała Izabela na Fragmentatorze), to dalej nałogowo kupuję hard-covery, czyli drukowane książki. Dlatego po prostu nie mogłam nie kupić tej książki oferowanej za tak niską cenę… I bardzo się cieszę, że ją kupiłam i przeczytałam. Miłość Peonii w niczym nie przypominała romansidła, jakiego się spodziewałam… Ale, ale. Dzisiejszy post jest (teoretycznie!) poświęcony powieści Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz. Mam ją na świeżo w pamięci, poza tym to wcześniejsza książka See – z 2005 (pierwsze polskie wydanie pojawiło się w tym samym roku).
Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz
Kupiłam wersję Kwiatu Śniegu... w skromnej okładce, na której widnieje bynajmniej nie najpiękniejszy (w kwiatowy wzorek) wachlarz na zielonym tle. Ot, tyle. Paradoksalnie do lektury zachęciło mnie to, że ten wachlarz jest taki nijaki. Zupełnie inny, niż ten, który Lilia otrzymała od Kwiatu Śniegu, swojej (jeszcze wtedy przyszłej) laotong, czyli przyjaciółki serca i duszy, z którą przyjaźnić się miała przez dziesięć tysięcy lat.
Narracja powieści prowadzona jest w pierwszej osobie – już na samym poczatku dowiadujemy się, że jest to pamiętnik Lilii (bo to właśnie Lilia, nie Kwiat Śniegu, jest główną bohaterką), napisany u schyłku jej życia, kiedy to wszyscy opisywani przez nią ludzie odeszli, a ona swoim wyznaniem nie skrzywdzi już nikogo, nie zaszkodzi niczyjej reputacji. Lilia przyznaje, że stała się najważniejszą kobietą w okolicy, i – choć była właśnie kobietą – z jej zdaniem liczyli się wszyscy. To nieco pomaga przetrwać fragmenty, w których opisane są bolesne etapy życia Lilii i Kwiatu Śniegu – krępowanie stóp, epidemia w wiosce i powstanie buntowników, czy czas, kiedy całą zimę spędziły głodując w górach. Wiemy, że Lilia z każdej opresji wyjdzie cało, że dożyje sędziwego wieku 80ciu lat.
Trudno nie dopatrywać się tutaj podobieństwa książki See do Wyznań Gejszy Goldena – Lilia, jak Sayuri, opowiada swoją historię począwszy od najmłodszych, tzw. „mlecznych” lat. Tyle, że Lilii tak naprawdę nikt nigdy nie skrzywdził – rodzice na swój sposób ją kochali i chcieli zapewnić jej jak najlepsze małżeństwo; matka idealnie skrępowała jej stopy, co stało się przepustką Lilii do tego, by z ubogiej rolniczej rodziny przejść do najbogatszej rodziny najbogatszej wioski w okolicy. Mąż także Lilię traktował z szacunkiem i uczuciem, a ona szybko urodziła mu synów, itd. Cieniem na życie Lilii kładzie się jedynie historia jej laotong, Kwiatu Śniegu, chociaż tak naprawdę z Kwiatem Śniegu nigdy nie było tak, jak to się Lilii wydawało.
Książka w bardzo szczegółowy sposób opowiada, jak mijało życie kobiet w dziewiętnastowiecznych Chinach, jak radziły sobie w swoich maleńkich światkach kobiecych izb na pietrze, jakie miały problemy i zmartwienia, na jakich czynnościach upływał im czas, a przede wszystkim, jak niewiele znaczyły w społeczeństwie ograniczonym regułami konfucjanizmu. Konfucjanizm szczegółowo opisywał, co kobiecie wolno, a czego jej nie wolno robić, to, jakie zachowanie jej przystoi, a co jest występne i wulgarne. Konfucjanizm zakładał oddzielenie świata kobiet, czyli świata wewnętrznego, domowego (krępowanie stóp, uniemożliwiające swobodne poruszanie się, tylko potęgowało przywiązanie kobiet do górnej „damskiej” izby) i zewnętrznego świata mężczyzn. Rzadko kiedy światy te się przenikały. Wedle konfucjańskich zasad, kobieta przez całe życie powinna być posłuszna mężczyznom – posłuszna ojcu (jednocześnie w górnej izbie miała być posłuszna matce), mężowi (a w górnej izbie – teściowej lub żonie „pierwszego brata” męża), a po jego śmierci, posłuszna woli pierwszego syna. Jedynie poprzez dobre małżeństwo i szybkie urodzenie syna, kobieta była w stanie poprawić chociaż odrobinę swój status. „O wartości kobiety świadczy, ilu synów urodziła” powiedziała kiedyś Lilia Kwiatowi Śniegu. Było bardzo źle, jeśli któraś nie urodziła ani jednego chłopca, a same dziewczynki.
Co mnie zafascynowało, to sztuka, której się oddawały chińskie kobiety w swoich wewnętrznych izbach. Oprócz tego, że wybitnie haftowały, to przyswajały sobie sztukę posługiwania się sekretnym pismem kobiet – tzw. nushu – składającym się z uproszczonych lub „złagodzonych” w formie, znaków „pisma mężczyzn” – czyli chińskich hanzi. Alfabet stanowił raczej zapis fonetyczny słów, co w podrównaniu do męskiego pisma, było trudniejsze w interpretacji. Kobiety w nushu podawały sobie sekretne wiadomości, haftując je na jedwabiu, czasami pisząc listy lub, jak nasze bohaterki – zapisując wiadomości na wachlarzu. W posłowiu autorka napisała, że nushu wydaje się być jedynym pismem na świecie, stworzonym przez kobiety wyłącznie na swój własny użytek, chociaż mi – z uwagi na to, że były to uproszczone znaki „męskie” i że pismo służyło do fonetycznego zapisu słów – nushu kojarzy się z japońską hiraganą, której też kiedyś używały w zasadzie tylko kobiety.
Książka mnie naprawdę wciągnęła, a opisy rytuałów i zwyczajów bardzo zainteresowały. Natomiast nie miałam pojęcia, że na podstawie książki powstał film o tym samym tytule. Nie jest to bynajmniej wierna adaptacja książki, lecz zainspirowana historią Lilii i Kwiatu Śniegu opowieść osadzona współcześnie. Recenzje filmu nie są jakoś wyjątkowo przychylne – pojawiają się głosy, że wierna adaptacja byłaby lepsza. Mnie jednak trailer filmu zaintrygował i z chęcią go kiedyś obejrzę.
Czytaliście tę lub inną książkę Lisy See, np. Dziewczęta z Szanghaju lub Marzenia Joy? Podoba się Wam jej proza? A może ktoś oglądał wspomniany film? Jestem ciekawa Waszych opinii.