Sóller. Jedno z najpiękniejszych i najbardziej magicznych miejsc na Majorce, a właściwie w całej Hiszpanii (jeśli nie na świecie)! Miejsce idealne zarówno dla tych, co lubią góry i piesze wędrówki, jak i dla tych, co lubią morze i plażowanie. Bo Sóller podzielone jest na dwie części – (1) Sóller właściwe (ze stacją kolejową i katedrą), położone w pięknej dolinie Vall de Sóller pośród pasma górskiego zwanego po katalońsku Serra de Tramuntana (a po hiszpańsku Sierra de Tramontana), otoczone gajami pomarańczowymi i cytrynowymi oraz (2) położony kilka kilometrów dalej port – Port de Sóller…
Drewniany pociąg Ferrocarril de Sóller
Przejażdżkę z Palmy do Sóller poleciła nam Kaśka Powsinoga. Już sama przejażdżka jest świetnym przeżyciem, bo jedzie się drewnianym pociągiem Ferrocarril de Sóller, urządzonym w starym stylu i zdobionym reprodukcjami obrazów z widokami Majorki (w tym szkiców Joana Miro). Pociąg wyrusza ze specjalnej stacji przy Placu Hiszpańskim (tuż obok nowoczesnego, podziemnego dworca autobusowego), a następnie przejeżdża cudowną trasą przez pasmo górskie Serra de Tramuntana – częściowo mrocznymi tunelami. Po drodze można zobaczyć niesamowite widoki gór i miasteczek w dolinach, w tym objeżdża się piękne Sóller.
Miasto i pomarańczowe gaje Sóller
Na dworcu Sóller możemy się przesiąść w kolejny „drewniany” wehikuł – tramwaj, by podjechać jeszcze kawałeczek dalej – nad morze, do Port de Sóller. My postanowiliśmy przejść tam pieszo piękną trasą trekkingową (a właściwie spacerową), bo z bliska chcieliśmy zobaczyć słynne pomarańczowe gaje Sóller. Trasa początkowo prowadzi przez dolinę Vall de Sóller, pomiędzy pomarańczowymi i cytrynowymi gajami, a potem zahacza o górki. Powiem szczerze, że pomarańczowe gaje w tej dolinie to jeden z najpiękniejszych widoków jakie w życiu widziałam. A zapach, który się tam rozchodził był po prostu upajający – niektóre drzewka kwitły, a na pozostałej części owoce już dojrzewały! Trasa była naprawdę cudowna i chociaż stosunkowo krótka, pozwoliła nam wreszcie poczuć się jak „na wakacjach”.
Port de Sóller
Port de Sóller również okazał się bardzo ładny. Jest położony w zatoczce, a dookoła rozciąga się promenada z mnóstwem restauracyjek i sklepów. W jednym z „warzywniaków” kupiliśmy sollerskie pomarańcze i klementynki, ponieważ stwierdziliśmy, że musimy spróbować największego lokalnego dobra (tym bardziej, że były to owoce, które dojrzewały sobie naturalnie na słoneczku, a nie zielone, z trudem dochodzące do siebie, leżakujące przez miesiące w skrzyniach ładowni jakiegoś statku, spryskane chemikaliami mutanty). I mogę szczerze powiedzieć, że były to najlepsze i najsłodsze pomarańcze, jakie w życiu jadłam! Następnym razem, kiedy będziecie kupować pomarańcze, koniecznie poszukajcie tych z Sóller (wiem, że pojawiają się w polskich sklepach).
Tranvía de Sóller Sóller
Z portu wróciliśmy do Sóller „właściwego” owym drewnianym tramwajem Tranvía de Sóller, co również było fajnym doświadczeniem (mogłam usiąść za sterami)!
Miasto Sóller
Sercem miasteczka jest uroczy placyk Plaça Constitució z niesamowitym kościołem pod wezwaniem Sant Bartomeu. Od placyku odchodzi cała masa wąskich uliczek, tworzących klimatyczną plątaninę. Placyk jest naprawdę maleńki, ściśle otoczony kamieniczkami, tak że kościół wydaje się przeolbrzymi (i trudno zdobić mu ładne zdjęcie – nawet na szerokim kącie). Prawie cały placyk zastawiony jest restauracyjnymi i kawiarnianymi ogródkami, zatem można sobie tam przycupnąć i kontemplować klimat miasteczka – po części średniowieczny, po części barokowy, a po części secesyjny (widoczne silne wpływy Gaudíego)
W Sóller odwiedziliśmy też dwa inne ciekawe miejsca. Pierwsze to słynna cukiernia (znajdująca się gdzieś pomiędzy Placem Konstytucji, a stacją kolejową), oferująca wspaniałe majorkańskie słodkości. Zrobiliśmy tam spore zakupy – kupiliśmy niesamowite ciasto z pomarańczy (pan de naranja con almendra tipico de Mallorca), ręcznie robione czekolady (białą i czarną) z drugim dobrem Majorki – migdałami, tartę ze szparagami i ciasto z czymś, co przypominało kombinację budyniu i crème brûlée. I była to prawdziwa rozkosz dla podniebienia!
Joan Miró i Pablo Picasso w Sóller
Drugim miejscem, o którym warto wspomnieć, było maleńkie muzeum dedykowane wspomnianemu już Joanowi Miró oraz pewnemu innemu słynnemu artyście, który bywał i tworzył w Sóller – panu Pablo Picasso. W muzeum, które mieści się w budynku stacji kolejowej, oglądaliśmy między innymi jego ceramikę. Podobała nam się o wiele bardziej, niż ta ze zbiorów warszawskiego Muzeum Narodowego. Polecam wizytę w tym maleńkim muzeum (zwłaszcza, że wstęp jest bezpłatny).
Do Palmy wróciliśmy ostatnim pociągiem. A nasz ostatni wieczór na Majorce spędziliśmy spacerując po mieście, jedząc pyszną paellę z owocami morza (restauracja „U Popey’a”) oraz pochłaniając litry sangrii i piwa (Dos cerveza por favor!) oraz przekąski we wspomnianej ostatnio Serveceria 100 Montaditos. No i próbowaliśmy zrobić kolejne nocne zdjęcia katedry (z murka, bo limit bagażowy Ryanaira nie obejmuje trójnogu, który zresztą często i tak uznawany jest za „przedmiot niebezpieczny” i nie wolno go brać do kabin samolotów większości linii lotniczych).
A bladym świtem odfrunęliśmy z Majorki do domu…
Muszę powiedzieć, że Majorka nas zauroczyła. Bałam się, że będzie to imprezownia (może nie aż taka, jak Ibiza, która przoduje w imprezach, ale szczerze obawiałam się rozbrykanych Anglików), tymczasem okazała się piękną, spokojną (vivat low season!) wyspą, mającą wiele do zaoferowania poza plażami (które nota bene są piękne). Na pewno tam wrócimy na dłużej, żeby odwiedzić kolejne, mniej sławne, ale jednocześnie mniej okupowane przez turystów jaskinie (Coves d’ Arta, Coves de Genova, Coves dels Hams, Coves de Campanet), zdobyć kolejne miasta (m.in. Port de Pollença, Alcúdia) i palmowy zamek (który podziwialiśmy w końcu tylko z daleka), a przede wszystkim, aby schodzić piękne góry Serra de Tramuntana! Dwa dni to zdecydowanie zbyt krótko, by rozsmakować się w klimacie Balearów, chociaż i tak mamy poczucie, że nie zmarnowaliśmy ani minuty i jesteśmy bardzo zadowoleni, że tu przyjechaliśmy!
Pozdrawiamy, Asia i Kondi