Już teraz widzę, że wyjazd pochłonie sporo pieniędzy. Postanowiłam zrobić małe podsumowanie wydatków, które byliśmy zmuszeni zrobić do tej pory oraz napisać kilka słów o szczepieniach przed wyjazdem do Indii i rzeczach, które trzeba będzie zabrać ze sobą. Mam nadzieję, że już na miejscu będzie tanio!

1. Bilety lotnicze do Indii

Oczywiście pierwszym wydatkiem były bilety lotnicze.
Udało się nam kupić bilety bardzo okazyjnie, bo za niecałe 1900 zł w obie strony za osobę, aczkolwiek kupowaliśmy w lutym – nie wiem, jak jest teraz. Niestety, jak już wspominałam, lecimy AeroSvitem, z przesiadką w Kijowie. Trochę się boimy, że nie wylecimy z Kijowa, ale wolę ten AeroSvit, niż skandynawskie linie za pięć tysięcy.

2. Szczepienia przed wyjazdem do Indii, potrzebne leki

Oboje sczepienia robiliśmy w Medicoverze, kupując szczepionki na miejscu, bo mamy tu ubezpieczenie. Podobno, można zapłacić trochę mniej za szczepionki, jeśli się je kupi samemu, w tańszej aptece, ale pytałam o nie w co najmniej kilku (Kondi szczepił się pierwszy, więc miałam szczegółową listę) i wszyscy robili wielkie oczy na widok nazw szczepionek, dodając, że nie mają pojęcia, ile czasu zajęłoby ich sprowadzenie. Tak więc dałam sobie spokój i przepłaciłam troszeczkę, oszczędzając jednak czas i nerwy.

Oto ceny szczepionek wg rachunku Medicover:

  • Typhim Vi (przeciw durowi brzusznemu) – 149,00 zł
  • IMOVAX – POLIO (przeciw Heinego-Medina) – 57,00 zł
  • HARVIX (przeciw żółtaczce typu A) – 159,00 zł
  • Td (przeciw błonicy i tężcowi) – 19,00 zł
    Razem: 384,00 zł :(

Jak już wspominałam, postanowiłam zrobić sobie jeszcze szczepionkę „przypominającą” przeciwko żółtaczce typu B Engerix (koszt około 50 zł), ponieważ byłam już szczepiona (pełna trzy-etapowa szczepionka) przeciwko WZW B pięć lat temu. Natomiast jeśli ktoś nie był szczepiony, to może wziąć „zintegrowaną” szczepionkę przeciwko A i B.

Dodatkowo (o czym też wspominałam) kupujemy tabletki przeciwko malarii, o bardzo odkrywczej nazwie MALARONE. Tabletki należy brać codziennie: od dnia poprzedzającego wyjazd aż do powrotu, a potem jeszcze tydzień. Pakowane są po 12 sztuk, zatem w przypadku czterotygodniowego wyjazdu potrzeba aż trzy opakowania. Niestety koszt jednego opakowania jest bardzo wysoki – 200 zł, zatem kwota urasta do 600 zł. Zapłacimy trochę mniej, dzięki uprzejmości zaprzyjaźnionej magister farmacji (wielkie dzięki, Ania!)

Ponadto warto zabrać ze sobą do Indii następujące leki (instrukcja dr Khalila, lekarza medycyny podróży):

  • plastry, bandaże, gaziki, wodę utlenioną (najlepiej w żelu), spirytus salicylowy, jodyna, rękawiczki lateksowe, okulary, czapka/kapelusz (już to widzę, jak Kondi paraduje w kapeluszu ;), filtry przeciwsłoneczne (ja kupuję zawsze kremy +50, ale polskich firm, bo nie są gorsze niż zagraniczne, a o połowę, jeśli nie więcej, tańsze);
  • środki przeciw komarom: 1. Moustidose – krem, aerozol, 2. Mugga – emulsja i aerozol – zawierają substancję DEET, która blokuje receptory węchu komara na ok. 4-6 h;
  • leki przeciwuczuleniowe: Laticort, Fenistil;
  • leki przeciwgorączkowe i przeciwbólowe: Paracetamol/Panadol, Ibuprom, etc.;
  • leki rozkurczowe: np. No-Spa;
  • leki na zatrucia pokarmowe/biegunki, zapalenia górnych dróg oddechowych, zakażenia układu moczowego, itp.

Jeśli chodzi o apteczkę jako-taką, to każdy ma swoje „sprawdzone” leki, ale należy pamiętać, że nie zawsze (a podobno rzadko) radzą sobie one z tamtejszymi choróbskami, dlatego należy się konkretnie wypytać lekarza. Na kartce od mojego lekarza podróży mam dalej całą listę leków i antybiotyków, ale nie będę tutaj wszystkiego wypisywać (jeśli ktoś, np. inny potencjalny podróżnik, jest zainteresowany szczegółowymi informacjami, proszę o kontakt).

DEET na komary!

Natomiast ciekawą sprawą jest kwestia środków przeciw komarom zawierających DEET.
DEET, czyli N,N-Dietylometatoluamid, został opracowany przez chemików armii USA na podstawie doświadczeń zdobytych w walkach w wilgotnych lasach zwrotnikowych podczas II wojny światowej. DEET odstrasza owady, bez zabijania ich (tak twierdzi Wikipedia, w przeciwieństwie do pani Pawlikowskiej, która w swoim Poradniku Globtrotera napisała, że kontakt z DEET powoduje ich śmierć. ;) Natomiast trzeba wiedzieć, że nie wolno tego preparatu stosować w pomieszczeniach zamkniętych oraz np. to, że rozpuszcza plastik (wysmarowaną łapą, nie łap za obiektyw!).
My mamy aerozol zawierający dużą ilość DEET, ponieważ zakupiliśmy go w zeszłym roku, przed wyprawą nad Bajkał, kiedy to straszyli nas możliwością zachorowania na boreliozę. O DEET dowiedzieliśmy się od sprzedawcy w sklepie wędkarskim – kto jak kto, ale wędkarze mają wiele do czynienia z komarami i innym robactwem – i zakupiliśmy go na Allegro. Nasz preparat nazywa się Ultrathon i zawiera od 25% (psikacz) do 35% (emulsja/balsam) DEET (podobno stosują ten preparat także w wojsku :D) Natomiast zalecana wyżej Mugga zawiera go tylko 20% (czyli trochę mało!), w przypadku innych preparatów jako „wysokie stężenie” podają kilkanaście procent.

20130928-000820.jpg

Ciekawe, jak nasze leki mają się do ayurwedy w Indiach (fotografia przedstawia mural w Fort Kochin – zdjęcie z naszej kolejnej podróży do Indii w 2013 r.)

3. Inne gadżety

Większość rzeczy potrzebnych na taką „trampingową” ;) wyprawę zakupiliśmy w zeszłym roku, przed wyjazdem na Syberię. W przypadku tej wyprawy – z uwagi na specyficzny klimat i porę monsunową – kupiłam nową kurtkę przeciwdeszczową (udało mi się trafić na przecenę w Bergsonie) i planuję jeszcze spodnie, po których woda spływa (jak po gęsi). Nie chcemy brać grubych ani ciężkich ciuchów, bo po pierwsze, tam będzie gorąco i nie trzeba brać polarów i swetrów „na wszelki wypadek”, po drugie – jesteśmy ograniczeni dopuszczalną wagą bagażu. A przecież trzeba jeszcze przywieźć różne indyjskie skarby. :) No i aparaty swoje ważą!

Na pewno zabieramy grzałkę (albo dwie) do gotowania wody, blaszane kubki, w których tę wodę będziemy gotować, niezbędniki (sztućcowe), małego laptopa (!!!), małą składaną parasolkę (ja!), notatniki „analogowe”, no i jakieś prezenty dla lokalsów – podobno dobrze jest wziąć polskie słodycze, np. czekoladki Wedla (koniecznie w blaszanym pudełku, bo inaczej nie przetrwają) lub jakieś gifty cepeliowe. W zeszłym roku miałam małe „żołądkówki” i dwa komplety kielonków do wódki z polskim orłem, ale, to była Rosja! W Indiach mają bardzo specyficzny stosunek do alkoholu, więc nie będę nawet próbować z tego typu prezentami!

4. Wydatki na miejscu

Słyszałam od ludzi, że najważniejsze jest uzbierać na lot, a potem można żyć za kilka złotych dziennie… Nawet w programach na Travel Cannel to potwierdzają. Jednak nie będziemy liczyć na takie szczęście. Będziemy próbować znaleźć nocleg przez CouchSurfing oraz szukać tanich (ale czystych) hosteli i hoteli. Kilka namiarów już mamy dzięki blogom innych podróżników oraz forum bollywood.pl.

5. Waluta – Indyjskie Rupie

wg strony xe.com jedna złotówka to obecnie ok. 15 rupii:

Live rates at 2009.06.11 15:28:54 UTC:
1.00 PLN = 15.0007 INR
1 INR = 0.0666635 PLN

c.d.n. …

Edit. Ostateczna, okrojona lista rzeczy, które wzięliśmy do Indii znajduje się tutaj.

Przeczytaj wszystkie posty o wyprawie do Indii z 2009 roku.