We’re goin’ to Mallorca!
Mediterranean Sea!
Ain’t gonna have a party,
but have a lot to (sight)see!
Mała przerwa w relacji z podróży po Japonii z uwagi na nasze mikro-wakacje w słonecznej Hiszpanii, a dokładnie w Palmie de Mallorca!
Kilka tygodni temu udało nam się kupić dość tanie bilety do Palmy de Mallorca. To kolejne bilety, kupione dzięki jednej ze stron publikujących newsy o promocjach lotniczych. Lecimy Ryanairem z Modlina. Tak, pamiętam, że się zapierałam, że nigdy więcej Ryanairem nie polecę, ale to było jeszcze w dobie nienumerowanych miejsc i wylotów z Pozka. Mam nadzieję, że jakość usług się poprawiła od tamtego czasu. Anyway, cena nas skusiła – ze wszystkim 377 zł w obie strony za osobę, tym bardziej, że z Modlina. Na dodatek wstrzeliliśmy się jakimś cudem w weekend pomiędzy zjazdami zaocznych, na których muszę być. A że dawno nigdzie nie wybywaliśmy (Kondi ostatnio do Belgii, w lutym, a ja w ogóle nigdzie nie byłam, odkąd wróciliśmy z Indii), to już nie mogliśmy wysiedzieć na tyłkach! Zatem nie wahaliśmy długo i kliknęliśmy guzik „Rezerwuj”. Żadnego dodatkowego bagażu, ubezpieczenia, rezerwacji oznaczonych miejsc. Zero dopłat. Lecimy z Modlina, na który dojedziemy w ramach biletów miesięcznych na lotnisko w Palmie (IATA: PMI).
Nocleg mamy już zapewniony. Po udanej pierwszej próbie Kondiego z airbnb, kiedy to udało mu się przemieszkać w Gandawie za zero euro (jakaś super promocja), postanowiliśmy i tym razem nie przepłacać za hotel i wynajęliśmy przez ten system pokój „na stancji” w centrum Palmy. Łączny koszt za 3 noce: niecałe 250 zł (już po doliczeniu małej prowizji airbnb i odliczeniu $25 dolców, które dostałam od Kondiego jako bonus za założenie konta*). Zatem zamieszkamy u Fanny, 15 minut spacerkiem od Katedry i portu. Katedra jest (jak na załączonym obrazku) ponoć wspaniała i tam pewnie skierujemy nasze pierwsze kroki rano.
W Palmie i najbliższych okolicach mamy w planach zobaczyć jeszcze jeszcze wiele ciekawych rzeczy, m.in.: zamek Castell de Bellver, muzeum architektury Pueblo Español, arabskie łaźnie Banys Àrabs, Plaça del Mercat. Jeśli będzie możliwość to zapuścimy się gdzieś dalej – chcielibyśmy np. zwiedzić ruiny rzymskiego miasta Pollentia (Alcúdia). Na górki i pasmo Serra de Tramuntana, to niestety nie ma szans tym razem.
Rozważamy też wypożyczenie rowerów – i wzorem Ilo – pojechać do Colonia de Sant Jordi, a przy okazji odwiedzić uznawaną za najpiękniejszą plażę Majorki – Playa d’es Trenc i „pola” soli Ses Salines… Albo zobaczyć podziemne jezioro w jaskiniach Coves del Drac…
Z kulinarnych doznań, nastawiamy się na:
- Pamboli – tradycyjne kanapki z majorkańskim chlebem, oliwą, pomidorkami i innymi cudeńkami, jakie nam się zamarzą,
- Ensaimadas (dosłownie znaczy „tłuszcz z wieprza”) – tradycyjne „zawijane” bułeczki bez/z wypełnieniem z czekolady lub owoców lub… z mięsnym farszem (chcę spróbować zwłaszcza tych mięsnych!),
- Sobrasada – lokalna kiełbasa,
- Paella i ogólnie owoce morza – wiadomo!!! <3
Bunyols – pączki z ziemniaków niestety nas ominą, bo smaży się je jesienią…
To tyle ze wstępnych planów… Żebyśmy połowę realizowali w ciągu tych dwóch dni (sobota i niedziela), to i tak by było super!
¡Hasta luego!
———-
*) Jeśli chcesz skorzystać ze zniżki na pierwszy nocleg, kliknij w link (w tekście powyżej) lub w logo airbnb w prawym pasku. Rejestracja jest prosta – przez fb lub Google lub tradycyjnie – przez email.