Wydawnictwo Uniwersytetu Jagielońskiego publikuje wyjątkowe pozycje japońskich autorów oraz tłumaczenia książek traktujących o Japonii i jej kulturze. Wystarczy choćby wspomnieć cudowną powiastkę Hiraide, Kot, który spadł z nieba, czy japoński bestiariusz – YŌKAI Tajemnicze stwory w kulturze japońskiej Fostera. Dlatego z przyjemnością sięgnęłam po kolejną książkę od nich. To Etykieta japońska (autorzy: Boyé Lafayette De Mente i Geoff Botting). Poniżej znajdziecie moje przemyślenia po lekturze tego specyficznego podręcznika dobrych manier, który w moim przekonaniu powinien być pozycją obowiązkową każdego, kto planuje podróż do Japonii.

 

Boyé Lafayette De Mente,
Geoff Botting:
Etykieta japońska

Ktoś mógłby pomyśleć, że ponad 150 stron traktujących o etykiecie to nudna rozprawa (tym bardziej, że wydało ją wydawnictwo uniwersyteckie). Ale Książka De Mente i Bottinga to ciekawy przewodnik nie tylko po japońskim savoir vivre, ale w pewnym sensie także po historii i kulturze Japonii, ponieważ tłumaczy źródła wielu elementów składających się na kod zachowań Japończyków. Dzięki temu przestają się one wydawać aż tak absurdalne i oderwane od naturalnych (w naszym zachodnim rozumieniu) ludzkich zachowań.

Etykieta japońska to nie książka naukowa,
to „poradnik” dla wyjeżdżających do Japonii

Profesor Arkadiusz Jabłoński, którego bardzo cenię za wiedzę, przenikliwość, ale też za uszczypliwy język, wypowiada się o tej książce trochę niepochlebnie, czy raczej z pewną dozą pobłażliwości. Twierdzi, że to nieudana próba stworzenia traktatu naukowego, który de facto nie ma w sobie wiele z naukowości; że wiele spraw opisane jest powierzchownie, a niektóre wyjaśnienia są trywialne, przeznaczone dla mało wymagającego odbiorcy. Zwłaszcza, że książka została napisana przez Amerykanina (Boyé Lafayette De Mente to główny autor, Geoff Botting pełnił rolę redaktora merytorycznego) dla amerykańskich czytelników, którzy lubują się w stereotypach. [Audycja TOK FM: Jak nie obrazić Japończyka? O japońskiej etykiecie z prof. Arkadiuszem Jabłońskim]

Jako naukowcowi, nie sposób mi się nie zgodzić z opinią profesora. Książka to zdecydowanie nie naukowa rozprawa, czy skrypt dla akademików. To napisany zgrabnym językiem poradnik dla osób, które się do Japonii wybierają lub które z Japończykami mają mieć do czynienia – prywatnie lub na płaszczyźnie kontaktów zawodowych. Profesor zwraca uwagę na pewną nieadekwatność skróconego polskiego tytułu książki, podczas gdy oryginalny tytuł to Etiquette Guide to Japan: Know the Rules that Make the Difference!, co można przetłumaczyć jako „Przewodnik po etykiecie japońskiej. Znaj zasady, które robią różnicę”. Ale to, jaki jest cel książki autorzy w zasadzie zaznaczyli już w samym wprowadzeniu, gdzie napisano wprost:

[…] na płaszczyźnie społecznej i psychologicznej największym wyróżnikiem Japonii pozostaje tradycyjna etykieta, która dla mieszkańców krajów Zachodu, pragnących odnieść sukces na płaszczyźnie towarzyskiej i zawodowej, stanowi twardy orzech do zgryzienia […]

i dalej:

Gromadzenie wiedzy na temat zwyczajów panujących w Japonii i dostosowanie się do nich jest przejawem dobrych manier, taktu i mądrości. Tylko wtedy, gdy wykorzystamy zdobyte umiejętności, doświadczymy uroków tego kraju.

Nie jest to zatem traktat naukowy. Nie jest to też poradnik obejmujący wysublimowane zachowania i delikatne pertraktacje na wysokim szczeblu (chociaż autorzy wspominają i o takich sytuacjach), tudzież konwersacje w zaawansowanym keigo, lecz przewodnik dla turystów i podróżników. To próba wyjaśnienia, jak człowiek z Zachodu może próbować dostosować się do zastanej sytuacji. Łacińskie przysłowie mówi: przyjeżdżasz do Rzymu, zachowuj się, jak Rzymianin. Jak najbardziej uważam, że przysłowie to jest aktualne. A my – goście w Japonii, ale i w każdym innym kraju – powinniśmy uszanować obowiązujące lokalnie reguły.

Bardzo się cieszę, że tę książkę wydano po polsku

Bardzo cieszę się, że takie opracowanie, jak Etykieta japońska De Mente i Bottinga powstało i zostało przetłumaczone na język polski. Przyznaję, pomimo tego, że nie jestem z wykształcenia japonistką, czy kulturoznawcą, nie zaskoczyło mnie w nim wiele. Większość zawartych tam informacji było mi znanych wcześniej (chociaż oczywiście znalazłam kilka smaczków). Nie zaprzeczam, że chętnie przeczytałabym bardziej szczegółowe, naukowe opracowania o różnych „dziedzinach” japońskiej etykiety.

Nie chcę, aby zabrzmiało to, jak przechwałki – nie jestem znawcą japońskiej kultury, po prostu interesuję się nią od lat. Ale swoją wiedzę o japońskim savoir vivre składałam ze strzępów informacji, fragmentów znalezionych w książkach, internecie, czy na podstawie doświadczeń zdobytych podczas kolejnych podróży po Japonii. Książka Etykieta japońska pozwoliła mi zweryfikować, często potwierdzić, to co już wiem z innych źródeł; pomogła mi trochę moją wiedzę uporządkować. To dobry start do dalszych poszukiwań.

Ale nie wszyscy muszą chcieć drążyć głębiej. Dla wielu, poziom ogólności i ilość wiedzy zawartej w książce De Mente i Bottinga będą absolutnie wystarczające i na pewno pomogą pełniej „doświadczyć uroków” tego fascynującego kraju, jakim jest Japonia. Bo fajnie jest uczestniczyć w rytuałach, nawet tych najprostszych. Przyjemnie jest wiedzieć, co się dzieje dookoła i dlaczego Japończycy wykonują pewne czynności (i co one znaczą).

Dlatego też książkę Etykieta japońska polecam zwłaszcza osobom wyjeżdżającym do Japonii po raz pierwszy! A na zachętę postanowiłam przywołać kilka bardzo podstawowych kwestii, które zostały w niej omówione.

Boye Lafayette De Mente, Geoff Botting: Etykieta japońska

Boye Lafayette De Mente, Geoff Botting: Etykieta japońska (WUJ)

Etykieta japońska na skróty
Kilka porad dla wyjeżdżających do Japonii

Nie chcę bynajmniej streszczać całej książki. Wybrałam trzy kwestie, o które często nas pytacie podczas spotkań i slajdowisk (czyli ważne dla Was): zwracanie się do Japończyków po imieniu, ukłony, wymiana wizytówek. Znajomość nawet podstaw etykiety z związanej z tymi zagadnieniami niejednokrotnie ułatwiła nam kontakty z Japończykami, pozwoliła zyskać ich przychylność, czy wręcz sympatię. A przychylni Japończycy mogą sprawić, że zupełnie inaczej (lepiej!) odbędziemy nasz pobyt w Japonii.

Poniżej podrzucam kilka cytatów z książki Etykieta japońska i moje komentarze.

Zwracanie się do Japończyków po imieniu/nazwisku 🤐

Rodzice zwracają się do dzieci po imieniu, a dzieci i młodociani w kręgu przyjaciół posługują się zamiennie imionami i przydomkami. Nastolatkowie […] zwracają się do siebie – w zależności od stopnia bliskości – stosując skróconą formę imienia, przydomek albo nazwisko. Kiedy Japończycy wkraczają w dorosłość, przestają używać imion, a zaczynają nazwisk […]  dorośli odruchowo zwracają się do siebie po nazwisku – i to niezależnie od tego, jak długo się znają, czy przyjaźnią.

Może się to wydawać dziwne, ale w Japonii ludzie, którzy się znają – razem pracują, studiują, ale nawet ci, którzy się przyjaźnią – faktycznie się zwracają do siebie po nazwisku. (Oczywiście w domu, czy wśród bardzo bliskich znajomych używa się imion, a wręcz ich zdrobnień.)

Dla kogoś, kto uczył się japońskiego, nie jest to szczególna niespodzianka. Już na samym początku nauki języka japońskiego poznaje się przyrostki (-san, –sama, –sensei, itd.) które doczepia się do nazwiska, a które wskazują na zależność i zażyłość w relacjach z daną osobą. Myślę, że fani anime, oglądając setki odcinków seriali i obserwując zachowania poszczególnych postaci, też do tego przywykli. Natomiast zaczyna to brzmieć dziwnie, kiedy Japończycy zaczynają mówić o sobie po angielsku, czy w innym języku. Tanaka said…, Suzuki has done… /Tanaka powiedział to…, Suzuki zrobił tamto, itd. Brzmi to strasznie sztywno, nieprawdaż?

Jak odnaleźć się w sytuacji?

Czy powinniśmy się zwracać do rozmówcy-Japończyka po imieniu, skoro wszyscy inni wokół zwracają się do niego po nazwisku?

Obcokrajowcy nie powinni z defaultu zwracać się do dorosłych Japończyków (a nawet starszych dzieci), używając tylko imienia. Najbezpieczniej jest użyć nazwiska, do którego dodamy przyrostek -san (taki trochę odpowiednik „pana”) lub, jeśli jest to ktoś znacznie starszy od nas, czy o ważnym statusie i pozycji (np szef firmy, głowa rodziny), wtedy bezpieczniej jest dodać przyrostek -sama (coś, co osobiście tłumaczę, jako „czcigodny pan”). Chyba, że dana osoba sama zaproponuje, by zwracać się do niej po imieniu. Czasami może to być oznaką, że obdarzono nas zaufaniem i zaliczono do grona bliskich znajomych. Ale raczej nie dotyczy to sytuacji, kiedy zna się kogoś krótko. Częściej jest to próba stosowania zachodnich (żeby nie powiedzieć amerykańskich) wzorców. Niemniej nawet wtedy – do imienia – warto dodać przyrostek -san. Chyba, że definitywnie nam powiedzą, by tego nie robić.

Może się też zdarzyć, że Japończyk przedstawi się tzw. zachodnim imieniem (z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że częściej zdarzało mi się to w przypadku Chińczyków) – wtedy od razu można się posługiwać tym imieniem.

Ukłon w Japonii – kiedy i jak się ukłonić 🙇

Mówi się, że są trzy główne rodzaje ukłonów: lekki (eshaku – osoba pochyla się o około 15°), średni (keirei – 30°) i głęboki (saikeirei – 45°). To duże uproszczenie, ale na potrzeby osoby z Zachodu podróżującej do Japonii, wystarczające.

Będąc w Japonii za pierwszym razem, natychmiast zaczęłam się dopasowywać do Japończyków, jeśli chodzi o ukłony. To po prostu wynikało z potrzeby sytuacji. Zwłaszcza, że moja pierwsza podroż do Japonii, to był wyjazd z pracy. Uczestniczyłam wtedy w bardzo prestiżowym wydarzeniu i miałam do czynienia z bardzo ważnymi osobami (zwracałam się do nich per -sama). Ale kłanianie się szybko zaczyna wchodzić w krew – najpierw lekkie skinienie głowy, a potem już takie przedłużone dygnięcie, aż człowiek uczy się wykonywać lekki ukłon. Oczywiście głębokich ukłonów nie robię i nikt nigdy tego ode mnie nie oczekiwał. Ale faktycznie, będąc w Japonii, pochylam głowę lub kłaniam się lekko wielu osobom w wielu sytuacjach. Na przykład, kiedy ktoś mi pomaga, kiedy jakieś zdarzenie dobiega końca, na pożegnanie – przy wyjściu ze spotkania, itd. Wychodzi to spontanicznie i mam nadzieje, że naturalnie, chociaż oczywiście nie przesadzam z ukłonami.

Jak odnaleźć się w sytuacji?

Czy to jest konieczne, by obcokrajowcy się kłaniali/odkłaniali Japończykom? De Mente i Botting w swojej książce piszą tak:

Od większości obcokrajowców, zwłaszcza osób, które dopiero przyjechały do Japonii, nikt nie oczekuje ukłonu – z wyjątkiem najbardziej formalnych sytuacji. Nawet osoby od dawna mieszkające w Japonii, które przyswoiły wiele miejscowych zwyczajów, bardzo pilnują się w trakcie ukłonu, ponieważ zdają sobie sprawę, jak łatwo jest wykonać go niewłaściwie oraz że wykonujący ukłon obcokrajowiec – zwłaszcza z Zachodu – przyciąga uwagę uczestniczących w spotkaniu Japończyków. By uniknąć niezręczności, często zastępują ukłon pochyleniem głowy na kilka sekund, co jest w pełni dopuszczalne – sami Japończycy stosują ten gest.

Hm… Um.. Um… Tak, słucham Cię, Japończyku! 🤔

Teraz mała dygresja. Temat ukłonów przypomniał mi o jeszcze jednej rzeczy…
Drugim – zabawnym dla postronnego Europejczyka – zachowaniem, które zdarza mi się w Japonii często (włącza mi się to właściwie natychmiast, gdy tylko wysiadam z samolotu), jest potakiwanie w rozmowie za pomocą słowa „um” (うん). To słowo można próbować tłumaczyć jako „tak”, ale bardziej to takie nasze „hm” (zresztą podobnie brzmi). I temu potakiwaniu towarzyszy lekkie skinienie głowy. Jak tak sobie teraz myślę, to jest to faktycznie śmieszne, ale kiedy słucham mówiącego Japończyka, wypuszczam z siebie to „um” co 2-3 jego zdania. Niezależnie, czy robi pauzę, czy cały czas mówi (chociaż celuję w pauzy). Do tego kiwam głową niczym kot maneki neko. Jakkolwiek by to nie wyglądało, dla mówiącego Japończyka jest to jednoznacznym sygnałem, że go słucham i rozumiem, o czym mówi. Wszyscy czują się wtedy bardziej komfortowo i nikt nikogo nie wprowadza w zakłopotanie. Możecie spróbować tego sami!

Wizytówki w Japonii – jak się wymieniać wizytówkami 📇

Taka sytuacja… Trzy godziny przed wylotem do Japonii, gdzie mieliśmy spędzić miesiąc, uświadomiłam sobie, że nie mam w domu wizytówek! To był dramat. Bo jak to tak jechać do Japonii bez wizytówek?! Toż to niedopuszczalne!

Zarzuciliśmy plecaki na plecy i pomknęliśmy na Politechnikę (która nie była do końca po drodze na lotnisko). Było sierpniowe niedzielne popołudnie, a ja dobijałam się do wrót mojego wydziału, aż stróż się objawił i wpuścił na górę. Złapałam wizytówki i odetchnęłam z ulgą. Byłam uratowana. Pozostało tylko nie spóźnić się na samolot…
Ktoś mógłby pomyśleć, że zwariowaliśmy, że trzeba było odpuścić. Ale, chociaż był to wyjazd rekreacyjny, na miejscu miałam się spotkać także z japońskimi znajomymi „z pracy”, a…

Wizytówki mają w Japonii szczególny status – używa się ich nie tylko przy okazji kontaktów biznesowych, ale też przy wszystkich oficjalnych okazjach i w relacjach zawodowych. Wizytówki mają nawet te osoby, które w żaden sposób nie są związane ze światem wielkiej finansjery.

Jak odnaleźć się w sytuacji?

De Mente twierdzi, że jadąc do Japonii (dotyczy to zwłaszcza biznesmenów), warto mieć specjalnie przygotowane na tę okazję wizytówki, których jedna strona jest po japońsku, a na drugiej nasze nazwisko zapisane w rōma-ji (alfabecie łacińskim), ale sylabami, by Japończykowi łatwiej było je przeczytać. Uczciwie przyznaję, że wydaje mi się to totalną przesadą. Inna sprawa, że nigdy nie pertraktowałam o many manów jenów… Uważam jednak, że jadąc gdziekolwiek zagranicę, nie zaszkodzi wziąć wizytówek opisanych po angielsku. (Sama mam dwustronne, gdzie na jednej stronie są dane po polsku, na drugiej – po angielsku). Natomiast to, czego mnie od początku uczono, a o czym napisane jest też w książce De Mente, to to, że w Japonii:

  1. Podając własną wizytówkę komuś trzymamy ją w obu rękach.
  2. Przyjmując czyjąś wizytówkę, także ujmujemy ją w dwie ręce.
  3. Ponadto, przyjmując czyjąś wizytówkę, wypada wygłosić formułkę powitalną – przedstawić się i powiedzieć, że jest nam miło. (Jeśli wyuczymy się na tę okazję prostego japońskiego zwrotu, będzie to naprawdę docenione.)
  4. Przyjmując czyjąś wizytówkę, pod żadnym pozorem nie chowamy jej od razu, ale oglądamy powoli.
  5. Japończyk oglądając wizytówkę, ocenia status osoby i wykonuje stosowny ukłon; obcokrajowiec może pochylić głowę na kilka sekund lub lekko się ukłonić (ukłon około 15° – patrz wyżej).

Przy czym w książce Etykieta japońska czytamy:

[…] im większa jest wśród Japończyków świadomość zwyczajów Zachodu, tym mniej musimy przejmować się rytuałami, zwłaszcza ukłonem i trzymaniem wizytówki w obu dłoniach. Coraz więcej Japończyków w kontaktach z obcokrajowcami rezygnuje z ukłonu i nie przestrzega tradycyjnej etykiety dotyczącej wymiany wizytówek.

To czy nasz rozmówca jest tradycjonalistą, czy też podchodzi do kwestii etykiety z dystansem, można wyczytać na początku spotkania z jego zachowania.

To ostatnie zdanie przywołanego wyżej cytatu, jest bardzo ważne. Naprawdę dużo zależy od tego, na jakich Japończyków się trafi. Istniej spora szansa, że podczas prywatnego wyjazdu turystycznego będziecie się stykać w tymi bardziej otwartymi Japończykami, którzy sami wcześniej podróżowali lub mieszkali zagranicą. Bo tacy Japończycy nie obawiają się i nie unikają kontaktów z obcokrajowcami. Oni też nie będą od Was wymagać postępowania według „japońskich zasad”. A jeśli będą Wam objaśniać jakieś procedury, czy rytuały, to z dużą dozą wyrozumiałości. Niemniej w kilku bardziej oficjalnych sytuacjach, czy miejscach – na przykład w lepszych restauracjach, onsenach, itd. – zdecydowanie warto się dostosować. Dzięki temu Wy poczujecie się bardziej na miejscu, a otaczający Was Japończycy poczują się swobodniej, bo w znanej sobie sytuacji.

Boye Lafayette De Mente, Geoff Botting,
Etykieta japońska

(tytuł oryginalny: Etiquette Guide to Japan: Know the Rules that Make the Difference!)
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Kraków, 2017

Książkę przeczytaliśmy, dzięki uprzejmości Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, które wydało ją w ramach serii Mundus.