Kto zagląda na halikowy fanpage na fejsie, to mógł przyuważyć, że od czasu do czasu pojawiają się tam zdjęcia winylowych królików w różnych częściach świata. To nasze Labbity, a dzisiejszy post poświęcony jest właśnie im! Zobacz, gdzie był nasz Labbit w podróży!
Co to jest Labbit?
Labbity to maleńkie (ok. 2 cm wysokości, chociaż bywają i większe) figurki królików, które produkuje Kidrobot. Są to figurki kolekcjonerskie, podobnie jak Dunny, Munny, Organ Donors, itp. Co jakiś czas wypuszczane są nowe, limitowane kolekcje, a zwariowani ludzie próbują zdobyć jak najwięcej modeli albo „malowań” danego modelu, bo figurki często mają ten sam kształt, tylko „makijaże” się zmieniają. Są też białe wersje DYI oraz farbki, czyli taki wariant streetartu, który nie narazi was na spotkanie z panem policjantem. Poszczególne Labbity występują z różną częstotliwością – na niektóre łatwo trafić, na inne baaardzo trudno. No właśnie, bo Labbity zazwyczaj sprzedawane są w tzw. blind boxach, zatem nie wiadomo, co się kupuje… Innymi słowy kupuje się Labbita w worku! To moim zdaniem połowa radochy, bo otwierając pudełko, można się przez chwilę poczuć, jak dzieciak w Boże Narodzenie. Ale uwaga – to uczucie jest uzależniające. :P Oczywiście kwitnie też labbitowy rynek wtórny – rozpakowane figurki można kupić m.in. na ebayu. Rzadkie „okazy” Labbitów (tzw. chase’y) osiągają bardzo wysokie ceny, no ale to standardzik w kolekcjonerskim świecie.
Labbit. Skąd taka nazwa?
Labbit to po prostu „zmiękczony” rabbit (czyli po angielsku „królik”). Sam autor – Frank Kozik, piszę o tym tak:
Hey,
about 10 years ago I did version of the Rabbit with a company in Japan. It was supposed to be 'Smokin’ Rabbit, but they printed it Smorkin’ Labbit which sounds about 1 billion times cooler so thus it became REAL.
No jak zwykle. Wszystkiemu winni Japończycy!
Ale to dosyć szczególny króliczek! Wiele z nich ma np. wąsy, a niektóre – tzw. Smorkin’ Labbits – mają peta w pyszczku!
Skąd je wziąć?
My Labbitków nie mamy wielu – raptem 5 osobników (zdecydowanie więcej mamy figurek Dunny). Dwa pierwsze (żółtego i fioletowego) kupiliśmy w internecie, pozostałe w Nowym Jorku, w Soho, w firmowym sklepie Kidrobota. Można je też dostać w specyficznych sklepach dla geeków i winylowych zbieraczo-fanów – np. w My Plastic Heart.
A czym są Dunny? To też króliki. Chyba… Tylko większe, stojące na dwóch łapach i wyposażone w różniaste gadżety (np. broń masowego rażenia lub skrzydła ważki). Niektóre zostały pomalowane według projektów słynnych artystów i są naprawdę piękne. Dunny też są sprzedawane w blind boxach.
Jak widać, zdarza nam się przygarnąć różne winylowe figurki, ale…
Labbity są dla nas szczególne,
bo – jak my – lubią podróżować!!!
Labbit w podróży
Nie wymyślaliśmy tego sami, ale z przyjemnością dołączyliśmy do „zabawy”, w której biorą udział setki ludzi z całego świata, a która polega na tym, że wozi się Labbita ze sobą i robi mu foty w znanych i szczególnych miejscach. Najlepiej tak, aby wyglądał na większego (czyli zabawy z perspektywą). Nasze Labbitki odwiedziły m.in. Japonię, USA, a ostatnio też Brazylię. Najczęściej podróżują żółty i fioletowy. Jak nie trudno się domyśleć – żółty wąsaty (czyli nasz pierwszy) jest bardziej Kondiego, a fioletowy mój!. Pozostałe są wspólne.
Oto kilka fotek, które im strzeliliśmy…
Kiedy w rok po naszej „japońskiej wyprawie” byłam w Kioto i szłam tą samą drogą, co poprzednim razem (w sumie nic dziwnego, bo był to skrót przez dzielnicę mieszkalną między dwoma największymi w mieście świątynnymi kompleksami), okazało się, że na skrzynkach pocztowych cały cas są figurki, z którymi rok wcześniej fotografowaliśmy Żółtego Labbita. No to Fioletowy musiał im przekazać pozdrowienia nie?!
Labbity jeszcze jakiś czas temu można było kupić w Warszawie, w sklepie Plastikowe Serce. Niestety sklep ten już nie istnieje, a jego właściciel wyprowadził się na stałe do Nowego Jorku, a co za tym idzie nie ma w Polsce żadnego oficjalnego sklepu z kolekcjonerskimi zabawkami. Oczywiście pojawiają się na Allegro, wspomnianym wcześniej ebayu, japońskim Rakutenie, itd. Sklepy Kidrobota i niezależnych zbieraczy można też znaleźć podróżując do wielu miast w bardziej cywilizowanych krajach. Zatem jeśli spodobał się Wam pomysł podróżujących Labbitów, to jest szansa na dołączenie do zabawy.
Pozdrawiamy,
Asia, Kondi i Labbity
PS. Okazuje się, że nie tylko labbity kochają wąsy. Czy słyszeliście już o Wąsopadzie (kiedyś zwanym po prostu listopadem)? Nie? Zatem zajrzyjcie tutaj (wersja dla pań) lub tutaj (wersja dla panów). No chyba, że macie uczulenie na imprezy i australijskie poczucie humoru. :)