Manga Ona i jej kot (She and her cat). Dzisiaj na blogu pierwsza recenzja mangi, czyli japońskiego komiksu. Jest to manga szczególna, bo w unikalny sposób opowiada historię młodej kobiety i jej kotka (opowiadana z punktu widzenia kota). Co ciekawe, powstała na podstawie uroczej krótkometrażówki o tym samym tytule – Ona i jej kot (aka She and her cat aka Kanojo to kanojo no neko) autorstwa Makoto Shinkai, znanego zachodnim widzom przede wszystkim z hitów anime, pt. Your name (Kimi no na wa.) oraz Weathering with you (Tenki no ko).
Manga Ona i jej kot
Historia: Makoto Shinkai
Ilustracje: Tsubasa Yamaguchi
Chociaż pasjonujemy się japońską kulturą i popkulturą, nie jesteśmy nałogowymi czytelnikami mang. Powiem więcej – nie orientujemy się w nich zbyt dobrze. Oczywiście znamy najpopularniejsze tytuły, a w domu mamy nieco klasyki. Ale jest tego stosunkowo niewiele (znacznie więcej mamy japońskich filmów, w tym pełnometrażowych animacji). Większość japońskich komiksów, które mamy w domu to oczywiście historie o kotach (np. Doraemon, Cześć, Michael!, komiksy o wychowywaniu kotów) lub o jedzeniu (jak Samotny smakosz). I dzisiaj też chcę pokazać komiks o kocie.
Anime i manga Ona i jej kot
O tym, że ten komiks powstaje wiedzieliśmy od pewnego czasu. Kilkukrotnie oglądaliśmy 5-minutową animację Makoto Shinkai, która nas totalnie zauroczyła. To właśnie na podstawie tej animacji (z 1999), opowiadającej historię kotka (samca – to ważne!) i jego właścicielki, powstał w zeszłym roku komiks i telewizyjny serial anime. Widzieliśmy pojedyncze grafiki Tsubasy Yamaguchi, zanim wydrukowano mangę. Mieliśmy na nią ochotę, bo – znając oryginalną animację i patrząc na charakter rysunków – wydawało nam się, że twórcy znają koty i kocie zachowania na wylot. Zobaczcie sami…
Makoto Shinkai: Kanojo to kanojo no neko
[Wersja w języku angielskim TUTAJ]
Okazja, by kupić komiks nadarzyła się dwa tygodnie temu, podczas naszego wyjazdu do Londynu. Obowiązkowym punktem pobytu w Londynie była wizyta w dzielnicy Covent Garden, a dokładnie w dwupiętrowym sklepie dla geeków – Forbidden Planet. Mieliśmy ochotę na kolejną figurkę Labbita do kolekcji. Ostatecznie w koszyku wylądowały figurki Tardis i Daleków (Dr Who) oraz manga o angielskim tytule She and her cat. Edit.2018: Manga ta została wydana w Polsce przez wydawnictwo Waneko pod tytułem Ona i jej kot.
Manga po angielsku – dziwnie się ją czyta
Nigdy wcześniej nie czytałam mangi po angielsku. Wszystkie japońskie komiksy czytałam po polsku lub japońsku. (No dobra, poprawka: komiksy z serii I”S / Aizu miałam po francusku – dołączano do nich broszurki z polskim tłumaczeniem). Czytanie mangi po angielsku było dość dziwne (podobnie słuchanie zdubbingowanego filmiku, który podlinkowałam wyżej). Dość śmieszne wydawały mi się tłumaczenia na język angielski popularnych japońskich zwrotów. W wielu sytuacjach było dla mnie oczywiste, co postaci musiały mówić w oryginale. Np. pochylaniu się nad talerzem z pałeczkami w złożonych (jak do modlitwy) dłoniach towarzyszy zawołanie Itadakimasu! (sprawdź nasze minirozmówki restauracyjne). A gdy bohaterka wracała z pracy do domu, na 99% wolała Tadaima! (Jakoś lepiej mi to brzmi, niż „I’m home!”). Śmieszne wydawały mi się też próby zapisywania w romaji (alfabecie łacińskim) japońskich onomatopei. Chociaż to akurat zawsze mnie śmieszyło także w polskich wydaniach mang.
Nie wspomniałam jeszcze o tytule. Angielski tytuł komiksu (oraz krótkometrażowego filmu) to She and her cat (Ona i jej kot). Tymczasem film kojarzyłam głównie po japońskim tytule Kanojo to kanojo no neko (彼女と彼女の猫), który zawsze tłumaczyłam sobie w głowie dosłownie – „kobieta i kot kobiety”. Tymczasem angielska wersja to delikatniejsze i bardziej intuicyjne tłumaczenie z wykorzystaniem zaimków osobowych. I chyba ostatecznie bardziej mi się ono podoba. Po polsku to też brzmi lepiej – „Ona i jej kot…”
Świat kobiety i jej kota
Historia podzielona jest na części odpowiadające porom roku. Już to jest bardzo japońskie, bo w Japonii sezonowość i towarzyszące kolejnym porom roku zmiany w przyrodzie i pogodzie, determinują zachowania i nastroje, a co za tym idzie – także styl życia Japończyków.
W każdej części opowieści poznajemy nieco inne aspekty życia młodej kobiety i kotka Chobi, którego przygarnęła. Chobi uważa panią za swoją ukochaną. Pada nawet słowo „kochanka”. Kiedy tłumaczy swojej kociej koleżance, Mimi, z którą czasami „marcuje”, że nie może się z nią ożenić, bo już ma dorosłą ludzką kochankę „na stałe”, z którą zresztą mieszka. Niemniej, kiedy pani wychodzi do pracy, kot wymyka się z mieszkania, by podreptać swoimi drogami…
O ile historia opowiadana jest przez większość czasu z kociej perspektywy (kotek nie zawsze rozumie, co się dzieje z jego panią), można dowiedzieć się wiele o tym, jak żyją współcześni młodzi Japończycy i jakie mają problemy. Właścicielka kotka ewidentnie przechodzi kryzys tożsamości. Jest przepracowana i bardzo znudzona pracą jako OL (office lady). Widzimy też jej powroty z przymusowego picia z szefem po pracy (kotek jest bardzo niezadowolony, że od pani zalatuje alkoholem). Zdecydowanie nie satysfakcjonuje jej to, że wkroczyła w monotonne dorosłe życie. Tęskni za studenckimi czasami, kiedy mieszkała z przyjaciółką i nie musiała się o nic martwić. I gdyby nie kotek, pewnie pokonałaby ją depresja.
Chociaż większość scenek rozczula (Chobi wpychający się przed gazetę, gdy pani czyta lub drepczący z ogonem zadartym w górę, gdy zachwycony obserwuje, jak pani szykuje mu kolację to obrazki „z życia kociarza wzięte”), komiksu zdecydowanie nie można zaliczyć do uroczych i kawaii książeczek dla dzieci. To manga dla dorosłych, która w oszczędnej kresce i jeszcze oszczędniejszych słowach pokazuje, że życie nie zawsze nas satysfakcjonuje. Ale zdecydowanie łatwiej jest je znieść, gdy ma się mruczącego zwierzaka koło siebie, który wpatruje się w nas zakochanym ślepkami.
Sam Makoto Shinkai podobno powiedział, że film, na którym bazuje manga Ona i jej kot aka She and her cat stworzył po to, by dodać odwagi pewnej dziewczynie, w której był zakochany. W ten sposób chciał ją zainspirować, by stawiła czoła problemom, z którymi się borykała.
Książeczkę polecam każdemu miłośnikowi kotów – wcale niekoniecznie trzeba lubić japońskie mangi, by ją docenić!