Podróż Koleją Transsyberyjską – dzień 8: z wizytą w jurcie
2 sierpnia 2008 (sobota)
Rankiem, następnego dnia po zaćmieniu, wszyscy byli nieco przygnębieni. Postanowiliśmy spróbować nie ulegać kiepskiemu nastrojowi – wypożyczyliśmy rowery i pojechaliśmy zwiedzać dalsze okolice. Wiedzieliśmy, że kawałek od wioski znajduje się mała osada z jurtami, które można obejrzeć i postanowiliśmy tam pojechać.
Ponieważ niebo cały czas zasłaniały chmury, było znacznie chłodniej (tak ze 20°C chłodniej, niż dwa dni temu, kiedy omal nie dostaliśmy udaru), dlatego bardzo dobrze nam się jechało na rowerach. Szybko dotarliśmy do granicy Czemalu i z radością ruszyliśmy dalej, w nieznane. Trasa, którą jechaliśmy, była naprawdę piękna. Od czasu do czasu odbijaliśmy od głównej drogi, by podziwiać widoki. Nad rzeką spotkaliśmy dzikich biwakowiczów – przyznam, że zazdrościłam im pięknego widoku, którym cieszyli się codziennie, gdy tylko wychodzili z namiotów.
„Muzeum” kultury buriackiej
Gdy dotarliśmy do celu, okazało się, że osada jest naprawdę maleńka. Obejmowała kilka jurt, w tym jedną, którą można było obejrzeć. Takie trochę muzeum wsi syberyjskiej. Pozostałe były jak najbardziej zamieszkałe przez rodzinę, która doglądała музей (czyt. muzey – „muzeum”). Mały chłopiec o wyraźnie buriackich rysach zupełnie się mnie nie bał, tylko zasuwał wokół mnie na rowerku. :)
W buriackiej jurcie
Wewnątrz jurty przeznaczonej do zwiedzania zobaczyliśmy całkiem bogaty wystrój – łoże z czerwonym baldachimem i kopcem pierzyn i poduch w bogato haftowanych poszewkach, miękkie kolorowe dywany, malowane i intarsjowane skrzynie, komody i szafy, stolik z podręcznymi przedmiotami oraz wystawę ludowych strojów.
Od wewnątrz można było zobaczyć, że szkielet jurty był zbudowany z cienkich kijków, a poszycie wykonane było ze skór. Niby delikatna, lekka, bo zaprojektowana do szybkiego montażu i demontażu, konstrukcja, a daje bezpieczne schronienie. Nawet przed syberyjskim mrozem, bo zimą w jurtach, podobnie jak w igloo na Grenlandii, pali się ognisko, którego dym wypuszczany jest poprzez okrągły otwór w dachu.
W drodze powrotnej ponownie zatrzymywaliśmy się, by podziwiać widoki w złotej godzinie. Tuż przed zachodem słońca wszystko wyglądało jeszcze piękniej w miękkim, ciepłym świetle. Daleko na horyzoncie wyraźnie było widać, że – chociaż to dopiero początek sierpnia – w Ałtaju już nadchodzi jesień.
Sam zachód słońca oglądaliśmy już u nas, na Sadowej. Był to nasz ostatni wieczór w Czemalu – nad ranem, o 4:00, mieliśmy wyruszyć marszrutkami w drogę powrotną do Bijska, by zdążyć na poranny pociąg do Nowosybirska. Stamtąd ponownie wyruszymy Koleją Transsyberyjską – do Irkucka, nad Bajkał…
c.d.n. …
P.S. A wiecie, kto nam jeszcze skutecznie poprawiał humor po tym, jak słońce się schowało nie tylko za księżycem, ale i za chmurą? Lusia, kotka naszej gospodyni.
★ ★ ★