Kolejną* filmową podróż odbyłam do Tajwanu – dzięki filmowi Chienna Hsianga pt. Drzwi. Film wyświetlono w ramach sekcji Nowe Kino Azji 8. Festiwalu Filmowego Pięć Snaków i jest to piękna opowieść o samotności i o tym, jak ważne i potrzebne ludziom jest okazywanie czułości. Niby oczywiste i banalne, ale okazuje się, że nie takie proste do zrealizowania w codziennym życiu.
* Kondi w tym samym czasie zapoznawał się w sąsiedniej sali kinowej z gangsterami z Hongkongu.
Drzwi (Hui guang zoumingqu)
reż. Chienn Hsiang
Drzwi (chin. Hui guang zoumingqu) to historia czterdziestoparoletniej Ling, której wszystko po kolei wali się na głowę. Kobieta zmaga się z przedwczesną menopauzą, traci pracę, nie może nawiązać kontaktu z nastoletnią córką, bo ta ją ignoruje, brakuje jej kontaktu z nieczułym mężem, który pracuje w odległym Szanghaju i nigdy nie odbiera od niej telefonu, walczy z drobiazgami życia codziennego, które urastają do rangi problemów. Wszystko to składa się na ogromną samotność.
Wydawać by się mogło, że Ling straciła sens życia, że ogarnęła ją beznadzieja, jeśli już nie depresja. W takim stanie dalsza egzystencja zazwyczaj wydaje się nie do zniesienia. Ale Ling podejmuje próby odwrócenia swojego losu – szyje sukienkę, zakłada buty na wysokich obcasach, myśli o lekcjach tanga. Pewnym punktem zwrotnym w jej życiu, okazują się odwiedziny w szpitalu u teściowej. Któregoś dnia do sali, w której leży teściowa, przywieziono mężczyznę po operacji oczu. Kiedy Ling orientuje się, że mężczyzna nie ma nikogo, zaczyna potajemnie go pielęgnować, myć. Poświęca mu czas i coraz więcej serca. Ten dotyk pomaga zarówno jemu, jak i jej. Bo wreszcie Ling znalazła jakiś cel.
Drzwi to naprawdę poruszający film. I trudno jest uwierzyć, że jego reżyserem jest mężczyzna. Że mężczyzna potrafił tak dobrze poznać i zrozumieć, co przeżywają kobiety. Zwłaszcza ten trudny moment, kiedy ich młodość przemija, a życie okazuje się być samotną egzystencją; kiedy przestają się czuć potrzebne, ale też kobiece.
Spotkanie z reżyserem Chienn Hsiang
Mieliśmy przyjemność po pokazie filmu uczestniczyć w spotkaniu z reżyserem, panem Chiennem Hsiangiem, a z rozmowy z nim wynikło, że stał za nim cały sztab kobiet. Kobiet, które pomagały mu, aby postać Ling była jak najprawdziwsza, a film odzwierciedlał uczucia tajwańskich (i nie tylko) kobiet.
Pomimo tego, że film porusza tematykę samotności, jest dosyć filozoficzny. Nie jest to wcale smutny, ponury, czy nudny dramat (a tak niektórym mężczyznom mogłoby się wydawać). Wręcz przeciwnie – pokazuje, że ludzie nie są ostatecznie skazani na samotność, czy puste życie obok innych; że mogą odnaleźć sens własnej egzystencji. A tytułowe drzwi (w oryginale „Wyjście” – angielski tytuł to „Exit”), to drzwi, w których nieustannie zacinał się zamek, by wreszcie zatrzasnąć się na stałe i uwięzić Ling w jej mieszkaniu. Na szczęście kobiecie (po wstępnej histerii i spazmatycznym płaczu) udaje się otworzyć te cholerne drzwi i znaleźć wyjście. Zabieg niby banalny, z oczywistą metaforą, ale nie razi i stanowi całkiem ładne zakończenie filmu.
Warto też wspomnieć o pięknych zdjęciach, nieoczywistych kadrach, które same w sobie są warte uwagi. Film wizualnie jest naprawdę bardzo przyjemny i serdecznie go polecam (nie tylko kobietom). A.
PS. A oto zaproszenie na film od odtwórczyni głównej roli, Chen Shiang-Chyi.
Oceń ten film na imdb!
—–
Kadry z filmów pochodzą z materiałów prasowych 8fff