W ramach cyklu Pasjonaci kultury japońskiej zapraszam na wywiad z zaprzyjaźnionym artystą-malarzem, który od wielu lat promuje w Polsce wschodnią sztukę malowania tuszem sumi-e. Mariusz Gosławski, tworzy pod marką Japońskie inspiracje oraz pseudonimami Czarodziej, Czarekart. O Mariuszu już pisałam przy okazji naszej ostatniej wizyty w Łodzi – pisałam także o tym, że oprócz malarstwa tuszem i akwarelą, słynie też z tego, że wspaniale maluje… kawą. Jego prace można oglądać na licznych wystawach, zwłaszcza w Łodzi, ale wystawiał je m.in. w Ambasadzie Japonii – na Wydziale Kultury (wystawa „Oczarowani Japonią”). Dzisiaj Mariusz na łamach naszego bloga opowiada o sumi-e i o swoich japońskich fascynacjach i inspiracjach.
Mariusz Gosławski, artysta plastyk, malarz, fotograf, poeta i teolog-etyk. Sztuką zajmuje się od 1993 r. Absolwent Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Zduńskiej Woli i Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Zamiast zostać księdzem wybrał zawód artysty. Dziś sztuka jest jego pasją, pracą i sposobem na życie. Uwielbia akwarele, plenery i… naleśniki. Jest najbardziej znanym artystą malującym kawą w Polsce. Zafascynowany kulturą Japonii tworzy prace plastyczne w japońskim klimacie. Prowadzi warsztaty artystyczne, prelekcje, wykłady, pokazy dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Ma na swoim koncie 5 tomików wierszy, 160 wystaw indywidualnych i ponad 130 wystaw zbiorowych w kraju i za granicą. Wielokrotnie nagradzany za swoją działalność twórczą. Prace artysty znajdują się w kolekcjach prywatnych w Polsce i za granicą, w tym także w Japonii.
Skąd się znamy
Prace Mariusza malowane tuszem techniką sumi-e znam od wielu lat, o „kawie” dowiedziałam się znacznie później, kiedy poznaliśmy się z Mariuszem na żywo prawie 3 lata temu. A było to we Wrocławiu, podczas jego letniego plenerowego malowania kawą zabytków tego pięknego miasta. O tego czasu spotykamy się co jakiś czas na różnych „japońskich” imprezach – ostatnio właśnie w Ambasadzie Japonii w Warszawie.
BTTH: Co to jest sumi-e?
MARIUSZ GOSŁAWSKI: Krótkie pytanie, ale odpowiem na nie nieco dłużej. “Malarstwo sumi-e jest czymś więcej niż sztuką; jest drogą do pokoju i harmonii.”. Ten cytat, który znalazłem jakiś czas temu w internecie, stał się dla mnie drogą sumi-e i mógłby być najkrótszą definicją tego malarstwa.
Sumi-e (jap. 墨絵) to sztuka malarstwa techniką czarnego tuszu na japońskim papierze. Technika sumi-e narodziła się w Chinach, jednakże już w XIII w. znalazła swoje szczególne miejsce w sztuce japońskiej. Jej mistrzowie potrafią osiągać ekspresję przy użyciu tylko dwóch kolorów i uznają tę sztukę za doskonałe wyzwanie dla osób pragnących nieustannie się rozwijać i odkrywać samego siebie. O historii malarstwa japońskiego już wiele napisano w różnych miejscach, wiec nie będę się powtarzał.
Pod wpływem buddyzmu Zen sumi-e koncentruje się na jasności i prostocie wyrazu. Obrazy stają się coraz bardziej „skondensowane” i proste. Każda kreska, kropka czy plama jest wyważona, starannie dobrana i przemyślana przed nałożeniem. Przedmiotem wielu japońskich obrazów sumi-e były i są do dziś, elementy występujące w naturze: rośliny, zwierzęta, krajobrazy, a także sceny z dnia codziennego. Główne motywy sumi-e to bambusy, orchidee, chryzantemy, kwitnące kwiaty śliwy i wiśni. Odnaleźć także można górskie pejzaże z górą Fuji; architekturę – buddyjskie pagody; zwierzęta – pandy; ptaki – orły, żurawie; owoce – winogrona.
Istnieje kilka podstawowych elementów, które muszą być obecne w dobrym obrazie sumi-e. Są to: linia, kolor, rytm i równowaga. Linia musi być „żywa”, a jej jakość widać, patrząc na jej „szybkość”, grubość, fakturę i kolor (głębokość). Pozostawiona na obrazie wolna przestrzeń jest bardzo ważnym elementem kompozycji: daje swobodę naszej wyobraźni i pozwala na indywidualne dopowiedzenie danego tematu. Aby osiągnąć doskonałość, trzeba być zrelaksowanym i skupionym podczas malowania. Umysł artystów powinny być jasny, zrelaksowany, ale świadomy i zdyscyplinowany. Jak twierdzili mistrzowie sumi-e, osiągnięcie ekspresji w czerni i bieli jest doskonałym ćwiczeniem dyscypliny, wyobraźni i wytrwałości w dążeniu do celu. Sumi-e pobudza wyobraźnię i uświadamia również, jak wiele jest możliwe.
Czym więc jest sumi-e? – To świat medytacji, spokoju i odprężenia.
Skąd się wzięło Twoje zamiłowanie do malarstwa tuszem i dlaczego właśnie tę technikę stosujesz najczęściej?
Maluję od przedszkolaka. Stosuję różne techniki. Uwielbiam akwarele i malować w plenerze. Z czasem pojawiła się kawa jako materiał malarski. A to już krok do malarstwa tuszem. W tematach nie ograniczam się do jednego. W liceum plastycznym w Zduńskiej Woli poznałem impresjonizm, który mnie bardzo wciągnął. Ulotność chwili, zmiany światła, plenery i kolor.. Później przyszła twórczość Vincenta van Gogha – mojego „guru”. To ona zaprowadziła mnie do zainteresowania się tradycyjnym malarstwem Kraju Kwitnącej Wiśni. Van Gogh sam zaczął interesować się sztuką japońską i zbierać drzeworyty ukiyo-e, które później stawały się tematem jego płócien. To on także jako pierwszy wprowadził termin: „japońszczyzna” na określenie wpływu sztuki japońskiej na malarstwo europejskie (więcej na temat japonizmu i japonerie znajdziesz w Wielka fala. Inspiracje sztuką Japonii w polskim malarstwie i grafice. – przyp. BTTH). Za malarstwem przyszła kaligrafia i buddyzm zen ze swoim minimalizmem. Kamienne ogrody, cisza, pustka, przestrzeń – tym mnie ujęła sztuka wschodu.
Setki, a może i tysiące obejrzanych prac, wiele filmów pokazujących proces powstawania japońskich obrazów i kaligrafii – często chińsko/japońskojęzycznych; relacje z festiwali i wystaw kultury japońskiej… i jeszcze wiele innych. A kiedy dostałem pierwszy pędzel do kaligrafii to… zaczęło się na dobre.
Kilka lat temu moje prace znalazł w sieci artysta z Tajwanu – p. Ling Hong. Mieszka w Tajnan. Jego prace są… wspaniałe. Był mile zaskoczony oglądając moje prace. Zaproponował swoją pomoc w rozwijaniu talentu i korzystania z jego prac, rad i wskazówek. I tak został moim nauczycielem. Malarstwo i kaligrafia japońska dalej mnie fascynuje, rozwija manualnie i duchowo, pozwala zapomnieć u „jutrze” a być „tu i teraz”, oddać się medytacji i zastanowieniu nad rzeczywistością wybiegającą poza ludzki umysł.
Co cię najbardziej inspiruje – w nawiązaniu do nazwy Twojej marki „Japońskie Inspiracje”?
Powiedziałbym, że szeroko pojęta tradycyjna kultura Japonii. Początkowo była to japońska drewniana architektura i pejzaże. Buddyjskie i shintoistyczne świątynie. Liście bambusa, orchidee, kwitnące kwiaty wiśni i lotosu. Lubię patrzeć na kamienne ogrody, słuchać tradycyjnej japońskiej muzyki. Kimona – czasem bajkowe, ze wspaniałymi ornamentami, kolorystyką, misterną pracą malarza tkanin czy osoby, która je wyszywa. Świąteczne dekoracje. Sztuki walki. Pismo japońskie. Medytacja – doświadczanie pustki i odkrywanie jej doskonałości. Przestrzeń, chwila, ulotność, przemijanie, tu i teraz. Na końcu przyszedł tusz i jego możliwości.
A jakie japońskie motywy najczęściej pojawiają się na Twoich pracach i dlaczego właśnie one?
Bambus – to motyw, od których zaczynałem swoją naukę malarstwa tuszowego. Ale pojawia się też tematyka kwiatowa – orchidea, kwiaty wiśni, lotosu, glicynie. Czasem są zwierzęta – koty, konie, żurawie.
Miałem czas, kiedy malowałem górskie pejzaże. Są też motywy buddyjskie – przedstawienia Buddy. A ostatnio pojawiła się tematyka samurajska i związana ze sztukami walki. Czasem pojawia się abstrakcja. Teraz przyszedł czas na gejsze. Początkowo były to prace kolorowe, malowane tuszem, czasem akwarelami. Bo lubię kolor. Ale jak mówi przysłowie “im dalej w las, tym więcej drzew” tu można by powiedzieć “im więcej sumi-e tym bardziej pusto”. Czarny tusz, przestrzeń i minimalizm.
Dlaczego właśnie one? Lubię naturę i naturalność. Często maluję w plenerze i stąd motywy roślinne i zwierzęce. Za postaciami nie przepadałem, ale… mój nauczyciel od malarstwa z liceum – p. Franciszek Kubiak mówił, że artysta powinien być wszechstronny w swojej sztuce. Więc próbuję i szukam. Jeśli temat mnie wciągnie – maluję; jeśli będzie męczył – odkładam i szukam innej inspiracji.
Nie ograniczam się już tylko do kartki papieru. Coraz częściej moje japońskie inspiracje maluję na ludzkim ciele: na rękach, plecach czy innych częściach ciała. Maluję na ścianach. Oprócz tego robię rzeczy przestrzenne – składam origami, robię dekorację świąt japońskich, układam ikebanę.
Jakie jest Twoje najwcześniejsze wspomnienie związane z Japonią?
Origami. Już w szkole podstawowej zacząłem składać pierwsze formy z papieru. Korzystałem wówczas z pierwszego podręcznika do origami, autorstwa Masakatsu Yoshidy. Kilkanaście lat późni miałem okazję poznać autora, być na jego kilku warsztatach, ale współpracy nie udało się nawiązać. A drugie to życiorys Vincenta van Gogha i jego fascynacje drzeworytami japońskimi, które przenosił na płótna.
Kiedy i jak zaczęła się Twoja przygoda z japońską kulturą?
Moja przygoda z Japonią zaczęła się od filmu z Brucem Lee Wejście smoka. Chciałem ćwiczyć sztuki walki. Oglądałem wiele filmów z klasztoru Szaolin. Później przyszły filmy o samurajach Akiro Kurosawy i Szogun Jamesa Clavell’a. Ten ostatni zrobił na mnie niesamowite wrażenie: architektura, wystrój wnętrz, kimona i język japoński. Pojawiły się pierwsze prace origami. Na studiach chciałem uczyć się języka japońskiego. Później zacząłem poznawać kulturę i sztukę japońską – ikebanę, bonsai, ogrody zen, malarstwo sumi-e, kaligrafię. Co roku odwiedzam Wrocław, a tam obowiązkowym punktem programu jest wizyta w ogrodzie japońskim. Zaczęły się wyjazd na różne festiwale i konwenty kultury japońskiej. Dzięki nim nawiązałem współprace z różnymi ośrodkami i instytucjami. Przez dwa lata prowadziłem Klub Kultury Japońskiej w Bełchatowie. A od 2013 roku działam sam prowadząc Japońskie inspiracje. Jestem też członkiem honorowym Klubu Yakumo-goto w Łodzi. A moja działalność propagująca kulturę i sztukę japońską ma wielu sympatyków i została doceniona m.in przez Ambasadę Japonii w Polsce.
A gdybyś teraz miał wskazać trzy rzeczy, które najbardziej kojarzą Ci się z Japonią, to byłyby to…
Gejsze, samuraje i origami. Myślę, że słysząc te trzy słowa od razu nasza uwaga kieruje się w stronę Japonii. Przynajmniej dla mnie to są tak charakterystyczne elementy, że nie sposób chyba ich pomylić z innym krajem.
Na wernisażu Twojej wystawy „Oczarowani Japonią” przyznałeś się, że jeszcze nigdy nie byłeś w Kraju Kwitnącej Wiśni, w co naprawdę trudno uwierzyć, patrząc na Twoje prace. Gdybyś się jednak wybierał, to które miejsca w Japonii odwiedziłbyś w pierwszej kolejności?
Malarstwa japońskiego uczyłem się tylko z dostępnych materiałów w internecie: książki, filmy, prace innych autorów. Nigdy też nie byłem na kursach czy warsztatach, gdzie ktoś mógłby mi pokazać jak i co się maluje. Natury włóczykija też nie mam, wiec i w Japonii nigdy nie byłem, aby poznać kraj czy nauczyć się czegoś nowego w swoim fachu. Nigdy też nie myślałem o wyjeździe do Japonii. Kiedy zaczynałem ją poznawać mówiłem, że kupię bilet w jedną stronę. Wówczas byłem zachwycony, tym co oferowały media, pokazując ten kraj. Dziś już tak nie mówię. Ale gdyby… zdałbym się na dobrego przewodnika, który pokazałby mi dawną, tradycyjną Japonię – drewniane domy, świątynie shintoistyczne czy buddyjskie zamki. Nie przepadam za współczesną Japonią – wieżowce, technologie i popkultura mnie nie kręci. Chętnie zobaczyłbym Osakę czy Kioto, Hiroszimę, Wielkiego Buddę w Kamakurze, czy Górę Fuji. Czymś fascynującym byłoby zobaczyć prawdziwą gejszę, proces wytwarzania tuszu czy pędzli, poznać i zobaczyć artystę przy pracy. A do tego ściany wypełnione malarstwem i kaligrafią. Unikałbym jednego – sklepów z materiałami do kaligrafii – znam je ze zdjęć i widząc ścianę wypełnioną pędzlami – ciężko byłoby mi stamtąd wyjść.
Na koniec chciałam Cię zapytać, jakie są Twoje najbliższe plany związane z malarstwem i gdzie można obejrzeć Twoje prace?
Tak jak wcześniej wspominałem, moja twórczość nie ogranicza się tylko do “Japońskich inspiracji”. W związku z tym tworzę też inne prace i także je pokazuję. Najczęściej pokazuję prace japońskie i malowane kawą, choć zdarza się też pokazywać inne – głównie akwarele. Oprócz tego moje prace można często zobaczyć podczas konwentów czy festiwali japońskich, na które jestem zapraszany, gdzie prowadzę np. warsztaty malarstwa japońskiego. Jeszcze w grudniu będzie można mnie spotkać podczas Podkarpackiego Festiwalu Kultury Japońskiej „Lotus” w Rzeszowie. W 2017 wezmę udział w kolejnej, już XI. edycji Dni Japońskich organizowanych przez Klub Yakumo-goto i Wydział Ekonomiczno-Socjologiczny Uniwersytetu Łódzkiego. Kalendarz wszystkich wydarzeń artystycznych, gdzie będzie można mnie spotkać, wziąć udział w warsztatach czy zobaczyć moje prace zamieszczam na oficjalnym blogu mariuszgoslawski.blogspot.com. Zapraszam do mojego artystycznego świata. Może uda nam się nawet gdzieś spotkać i podyskutować o sumi-e i kulturze japońskiej.
Dziękuję za rozmowę.
Mariusz Gosławski / Japońskie inspiracje w sieci:
www: japonskie-inspiracje.blogspot.com
facebook: Japońskie inspiracje
Wszystkie zdjęcia prac pochodzą z archiwum artysty.