Krótka relacja z mojej pierwszej podróży do Irlandii. Odwiedziłam wtedy hrabstwo Sligo, w tym An Ross i Sligo (stolicę hrabstwa). Celem podróży był udział w międzynarodowym festiwal chórów – Sligo International Choral Festival, który odbył się w październiku 2008 roku właśnie w Sligo.

Pierwsza podróż do Irlandii!

Chociaż podróże w październiku nie są standardem w przypadku nauczycieli akademickich (początek roku akademickiego to pracowity okres), na  prawie tydzień zniknęłam z kraju, by po raz pierwszy odwiedzić zielona Irlandię. Ale nie były to wakacje. Razem z moim chórem (Chór Akademicki Politechniki Warszawskiej), wybyliśmy do Irlandii, by wziąć udział w międzynarodowym festiwalu! Zatem był to poniekąd wyjazd w ramach działalności uczelni.

Zielona Irlandia! Pierwsze wrażenia

Ogromnym zaskoczeniem było dla mnie to, że Irlandia okazała się dokładnie taka, jak ją opisują. Taka, jaką sobie wyobrażałam! Niesamowicie zielona!

Gdy wyruszyliśmy z lotniska w Dublinie do Sligo, tuż za miastem pojawiły się pierwsze zielone połacie pastwisk, gdzieniegdzie podzielone niskimi kamiennymi murkami. Co jakiś czas migały wioseczki, cudowne gotyckie kościółki ze strzelistymi wieżyczkami i przycupnięte gdzieś w dolince pojedyncze maleńkie domki z ogródkami. Sielskie widoki, które nieodparcie przywodziły na myśl tolkienowski Shire… W okolicach miast można było za to podziwiać okazałe domy w wiktoriańskim stylu, odrestaurowane i dopracowane w najdrobniejszym szczególe. Miało się wrażenie, że nie straciły nic ze swojej świetności. Wręcz przeciwnie – zamieszkane od stuleci przez kolejne pokolenia tych samych rodzin, emanują swoistego rodzaju spokojem i ciepłem bezpiecznego domostwa.

Rosses Point – An Ros

(hrabstwo Sligo)

Kamieniste plaże w Rosses Point (An Ros), Sligo, Irlandia - An Ros i Sligo

Kamieniste plaże w Rosses Point (An Ros), Sligo, Irlandia

Zamieszkaliśmy w malowniczym miasteczku Rosses Point (irl. An Ros), położonym na obrzeżach Sligo, stolicy hrabstwa o tej samej nazwie. Mieszkaliśmy nad samym Oceanem Atlantyckim, tuż przy skalistych klifach, co wyjazdowi dodawało dodatkowego uroku.
Rosses Point to maleńka mieścina, obejmująca zaledwie kilka kolorowych domków, hotel, pub i mały port. Okoliczne plaże są raczej kamieniste. W tle majaczy niewielka latarnia morska, która znajduje się na maleńkiej wyspie, na którą można dostać się suchą nogą w czasie odpływu.  A okolicę otacza całe mnóstwo intensywniej zieleni…

Latarnia w Rosses Point (ir. An Ros), Sligo, Irlandia - An Ross i Sligo

Latarnia w Rosses Point (An Ross), Sligo, Irlandia

Yeats Country Hotel, w którym się zatrzymaliśmy, urządzony został w stylu „Irish country” (trochę podobnym do „English Country”). Otaczały nas tapety w róże, podłogi wyścielały dywany, meble z bejcowanego na ciemno drewna, lustra w złoconych ramach i ryciny mogące z powodzeniem stanowić ilustracje do utworów Jane Austen, czy sióstr Brontë. Spaliśmy na okazałych łożach nakrytych wzorzystymi kapami, a okna zasłanialiśmy ciężkimi zasłonami. W hallach i salonikach grzały kominki (w październiku było już dość zimno), a przed nimi stały wygodne skórzane sofy i fotele, w których można było przysiąść z gazetą (najlepiej Irish Independent) i filiżanką herbaty (najlepiej Irish Breakfast) z mlekiem. Momentami rzeczywiście czułam się tam jak bohaterka jakiejś dziewiętnastowiecznej powieści. (Hotel – galeria zdjęć)

Rosses Point (ir. An Ros), Sligo, Irlandia - An Ross i Sligo

Latarnia w Rosses Point (An Ross), Sligo, Irlandia

Rosses Point (ir. An Ros), Sligo, Irlandia - An Ross i Sligo

Rosses Point (An Ros), Sligo, Irlandia

Rosses Point (ir. An Ros), Sligo, Irlandia - An Ross i Sligo

Rosses Point (An Ros), Sligo, Irlandia

 

Polacy w Irlandii (rok 2008)

W całej tej irlandzko-angielskiej scenerii my – polski chór… Ale trzeba przyznać, że ta nasza polskość wcale nie była – jakby to ująć – szczególnie egzotyczna… Nawet w naszym hotelu część obsługi stanowili Polacy. Właściwie, to gdzie się nie ruszyliśmy, spotykaliśmy pracujących Polaków – w sklepach, pubach, restauracjach, fast foodach… Momentami wydawało się to rozczarowujące – tak bardzo chcieliśmy sobie porozmawiać z kimś po angielsku! Rdzenni wyspiarze chyba nie byli zachwyceni tak liczną polską mniejszością zamieszkującą w ich mieście. Kiedy pytali, skąd jesteśmy, a my odpowiadaliśmy, że z Polski, to trochę gaśli. Ale gdy dodawaliśmy, że przyjechaliśmy na festiwal, natychmiast się rozpromieniali – bo byliśmy w ich oczach turystami, nie potencjalną tanią siłą roboczą, zalewającą ich kraj. Zabawne, ale za razem i smutne.

Silgo – Sleigh

(hrabstwo Sligo)

Festiwal odbywał się w samym Sligo (irl. Sleigh). Jest to magiczne miasteczko z malowniczymi kamieniczkami o kolorowych (głównie czerwonych i zielonych) oknach i drzwiach. Na parterze kamienic często usytuowane są urocze sklepiki i puby o witrażowych oknach. Prawie w każdej witrynie pojawiały się już halloweenowe dekoracje – nie zależnie, czy była to apteka, piekarnia, czy sklep z eleganckimi ubraniami. Przez środek miasteczka przepływa rwąca rzeka (o ciemnej wodzie i żółtawej pianie – niemal jak Guinness!), nad którą poprzerzucane są kamienne mostki.

Sligo Abbey

W Sligo zdecydowanie największe wrażenie zrobiły na mnie ruiny Sligo Abby (ir. Mainistir Shligigh). Oficjalnie kompleks ten nazywa się Dominican Friary of Sligo, ale mieszkańcy nazywają go po prostu „opactwem” (ang. abby). Pierwsze zabudowania klasztorne powstały w XIII wieku, ale częściowo spłonęły już w XV wieku, potem zostały ponownie zniszczone podczas irlandzkiej wojny dziewięcioletniej (1594 – 1603)  i jeszcze podczas powstania w Ulster (1641).Odbudowy opactwa dokonano w zasadzie dopiero w XIX wieku. Ale to, co można oglądać dzisiaj i tak robi wrażenie.

Ruiny Sligo Abbey to była ta kropka nad i, podczas naszego dosyć krótkiego wyjazdu do Irlandii. Mogliśmy tam podziwiać świetnie zachowane gotyckie ostrołuki, wspaniałe przypory, główny ołtarz, z którego mieszkańcy są niezwykle dumni, dziedziniec otoczony krużgankami, a na tyłach mały cmentarz z celtyckimi krzyżami… Tak bardzo chciałam zobaczyć celtyckie krzyże w Irlandii na własne oczy i udało się!

 

Sligo Abbey, Sligo (irl. Sleigh), Irlandia

Sligo Abbey, Sligo (irl. Sleigh), Irlandia

Sligo Abbey, Sligo (irl. Sleigh), Irlandia

Na cmentarzu przy Sligo Abbey, Sligo (irl. Sleigh), Irlandia

 

Sligo International Choral Festival

Halloween in Sligo, Ireland

Halloween w Sligo, Irlandia

Nieopodal centrum Miasta znajduje się kampus instytutu technicznego (Institute of Technology Sligo) – odpowiednika polskiej politechniki. To właśnie tam odbywały się konkursowe przesłuchania i koncerty w ramach Sligo International Choral Festival. Chodziłam sobie korytarzami nowoczesnych budynków wyposażonych w przestronne sale wykładowe, co chwilę mijałam płaskie ekrany nadające studencką tv, drzwi na fotokomórkę, kraniki ze stali nierdzewnej z wodą pitną, jak w „hamerykanskim hajskul” – wszędzie ładnie, czysto, nikt niczego nie dewastuje… Sal nie zamyka się na klucz, bo i po co? Nawet ta, w której trzymaliśmy nasze rzeczy nie zamykała się. Było to dla nas nie do pomyślenia – zostawić rzeczy bez opieki! Dla nich, z kolei, nie do pomyślenia byłoby, że ktoś mógłby sięgnąć po cudzą własność… Lata świetlne nas dzielą… I nie chodzi mi wcale tylko o ten hi-tech…

W festiwal zaangażowane było całe miasto. Całe.
Lista sponsorów, wyświetlana podczas festiwalu na małym telebimie, ciągnęła się w nieskończoność – miało się wrażenie, że każdy sklep, każda działalność – od fryzjera począwszy, na Tesco Ireland Local Store skończywszy – przyłożyła się do organizacji konkursu. Drugą połowę sponsorów stanowili prywatni ludzie – Mr i Mrs X, Sir Y, Miss Z… Coś niesamowitego! Pamiętam, jak my zabiegaliśmy o sponsorów, kiedy organizowaliśmy festiwal chóralny na politechnice – to była droga przez mękę. I nie wydaje mi się, aby stołeczne Tesco zechciało kiedykolwiek  wspomóc w jakikolwiek sposób podobna inicjatywę. Anyway…

Po powrocie z Irlandii

Jeszcze nie doszłam do siebie po podróży. Wieczorkiem popijamy sobie ciemne piwo (Kondi z kufla, który mu kupiłam w Guinness Store) i cydr, zajadamy się irlandzkimi fadżamikukisami (dlaczego limit na bagaż to tylko 20 kg?!), oglądamy zdjęcia… Cały czas próbuję sobie przedłużyć nastrój, który mnie tam ogarnął, a który tak trudno mi zdefiniować…

Powrót do rzeczywistości nieubłaganie nadszedł, ale pobyt w Irlandii zdecydowanie odcisnął ślad gdzieś tam w środku mnie… Zawsze marzyłam, żeby ten kraj odwiedzić i jestem szczęśliwa, że udało mi się to marzenie spełnić, ale chyba już zawsze będę tam tęsknić.

☘️

Edit 2014.
Kolejną podróż do Irlandii odbyłam wiosną 2014 roku. Udało mi się wtedy odwiedzić kilka niesamowitych miejsc. Poniżej lista wpisów o tych miejscach: