Rio de Janeiro – dzień drugi
Dzisiaj kolejna porcja wrażeń z Rio de Janeiro – zapraszamy na przejażdżkę kolejką linową na drugą najsłynniejszą górę Rio, czyli Pão de Açúcar (po naszemu zwaną „Głowa cukru”).
Punktem arcy-obowiązkowym do zrealizowania w Rio (oprócz góry Corcovado z z Jezuskiem) był wjazd kolejką na Pão de Açúcar. I chociaż rano lało jak z cebra, gdy tylko się przejaśniło, wskoczyliśmy w metro, podjechaliśmy do Botafogo i spacerem obok małej plaży Praia do Botafogo podeszliśmy sobie pod stację kolejki.
Na Cukrową nie jedzie się bezpośrednio, a z przesiadką na Morro da Urca (czyli tej niższej górce obok). Już stamtąd można podziwiać nieziemskie widoki, w tym na samą Cukrową i Corcovado, chociaż przyznam, że Jezuska widzieliśmy tylko przez moment, bo przyszła chmura i zjadła czubek góry. Ogólnie w różnych częściach Rio padało. Można to było stwierdzić po srebrzystej mgiełce unoszącej się nad ziemią (podobną deszczową mgłę obserwowaliśmy w zeszłym roku nad Majsurem z góry Chamundi Hill). Od nas na szczęście chmury trzymały się z daleka. Na Morro da Urca spotkała nas pierwsza niespodzianka – słodkie małe małpki, które (w przeciwieństwie do większości widzianych przez nas do tej pory małpiszonów) nie syczały, nie sępiły jedzenia i nie kradły! Były po prostu urocze!
Z Morro da Urca pojechaliśmy już na samą Głowę Cukru. Spodziewałam się, że na szczycie będzie wiało, jak poprzedniego dnia na Corcovado, więc się przygotowałam: bluza, kaptur, chustka. Naszczęscie było tylko chłodnawo, niemal bezwietrznie.
Może ktoś uważa, że wjazd na tę górę to niepotrzebna strata kasy (bilet jest dosyć drogi – R$ 62 od osoby), że to turystyczna rozrywka dla gawiedzi, ale nam na szczycie Cukrowej naprawdę bardzo się podobało. Mimo chmur, mimo chłodniejszej pogody, Rio wyglądało przepięknie! Poza tym można się przekonać, jak jest rozległe, jak poszatkowane górkami i plażami. I dopiero stamtąd widać niektóre maleńkie plaże i zatoczki dookoła góry.
Drugą niespodzianką okazał się dla nas las bambusowy, który porasta część szczytu od strony oceanu. Polecamy zejść do lasku (schodki w dół lub pochylnia z łańcuchami) na krótki, ale piękny spacer wąskimi alejkami pomiędzy kameralnymi punktami widokowymi. Kameralnymi, bo niewielu turystów tu dociera, a przynajmniej niewielu dotarło, kiedy my tam byliśmy – większość zaległa w kafejce i giftszopach przy stacji kolejki i głównym tarasie widokowym. Good for us!
A tutaj sprawdzam, czy się nadaję na brazylijską boginię :P
Kiedy postanowiliśmy wrócić na dół, na Cukrowej zaczęło kropić. (Perfect timing!) Natomiast na dole było sucho i ciepło. Wróciliśmy autobusem, zahaczając o Centrum i Lapę, gdzie tuż obok ceramicznych schodów zjedliśmy kolację. Ponownie zdecydowaliśmy się na brazylijską kuchnię – na żeberka i karkówkę z tajemniczą zieleniną (którą podają też do feijoady) i (obowiązkowo!) z pastą z czarnej fasoli. Porcje jak dla pracowników fizycznych! Od jutra dieta, bo dalej tak nie damy rady!
A to preview kolejnego wpisu: będzie dżunglowo! Zwróćcie uwagę, jaki mam gustowny tiszercik do okazji. :)
Pozdrawiamy gorąco,
Asia i Kondi
P.S. Kobiety tu są okrągłe, z wydajnymi biodrami i pośladkami (średnio rozmiar 40 u młodych i 44 u starszych pań) i wcale nie widziałam wielu długonogich opalonych bogini, jak to pokazują w TV. Zatem my, Polki, absolutnie nie musimy mieć kompleksów, przyjeżdżając tutaj! To tak jeszcze a propos tej rzeźby…
🇧🇷🇧🇷🇧🇷