Quinoa, czyli komosa ryżowa, nazywana „złotem Inków”, a uprawiana głownie w Ameryce południowej (choć ponoć jest blisko spokrewniona z polską komosa białą, która pamiętam jak przez mgłę z dzieciństwa) niedawno trafiła i na na nasz stół! Mówiąc quinoa, mam na myśli jej nasiona, które trochę przypominają drobną kaszę, a trochę kiełki. Zanim powstała pyszna sałatka, na którą przepisem się dzisiaj z dzielę, żartowałam na Facebooku, że jeśli okaże się ona niesmaczna, to tylko zrobimy jej ładne zdjęcie. Ale okazała się pyszna! Poniżej znajdziesz ów przepis na sałatkę z komosą ryżową, ale najpierw przeczytaj moje Quinoa story.
Quinoa story
Quinoa – prolog: Londyn
Moje pierwsze spotkanie z quinoa miało miejsce na lotnisku w Londynie. Wracałam z samodzielnej wyprawy do Japonii, z Okinawy. Miałam przesiadkę na Heathrow, na którym wylądowałam wcześnie rano i na jetlagu bardzo potrzebowałam mocnej kawy. Wybrałam się do Pret A Manger (taki brytyjski Starbucks), a że byłam już trochę głodna, oprócz kawy wzięłam też sałatkę, która bardzo apetycznie wyglądała. Byłam pewna, że to zielenina z kuskusem, tymczasem okazała się to być dziwna kasza, trochę przypominająca kiełki (ach te białe ogonki). Bardzo, bardzo smaczna.
Ponieważ drugiej takiej sałatki już nie było, a zbyt szybko wyrzuciłam pokrywkę z etykietą, nie byłam w stanie sprawdzić, co to była za kasza. Próbowałam to sprawdzić, korzystając z lotniskowego wifi, ale bezskutecznie. A potem o całej sprawie zapomniałam.
Quinoa – rozwój historii: Warszawa
Jakieś pół roku temu, na fali ciekawości, kupiłam worek dziwnej kaszy – komosy ryżowej. Miałam wtedy mega fazę na ziarna – co drugi dzień jadłam pudding z chia, gotowałam brązowy ryż, wszystko posypywałam czarnym sezamem, itd. Do komosy podchodziłam jednak jak do jeża. Nie wiedziałam, co z nią zrobić, obiecywałam sobie, że w weekend zagooglam, jak się ją je. Albo w kolejny weekend. I tak minęło pół roku…
Teraz zaś mam fazę na „czyszczenie lodówki i magazynu”, #zerowastecooking, i takie tam. Innymi słowy próbuję spożytkować rożne dziwne artykuły spożywcze, które zalegają po szafkach i w lodówce. Udało mi się ugotować cynamonowy makaron, który przeleżał w szafce jeszcze dłużej niż quinoa, wykończyłam kolejne gatunki ryżu, których zostało po woreczku… Aż wreszcie przyszedł czas i na komosę ryżową vel quinoa.
Quinoa – finał: Warszawa
Na jednej z grup kulinarnych zapytałam, czy polecą jakieś sprawdzone przepisy na dania z komosą ryżową, bo nie wiem, co mam z nią zrobić. A nie chciałam wybierać przepisu z internetu na chybił trafił. Wybrałam przepis Dominiki z Nóż i Widelec, bo wszystkie składniki wymienione w tym przepisie były łatwo dostępne. Oczywiście przepis nieco zmieniłam, coś dodałam od siebie, czegoś dałam bardziej od serca. Wyszła naprawdę pyszna sałatka, krórej przepisem, tym zmodernizowanym, dzielę się dzisiaj (oryginalny podlinkowałam wyżej). Jakież było moje zdziwienie po ugotowaniu quinoa. Okazała się to być ta kasza z Londynu, której szukałam. I już wiedziałam, że sałatka będzie pyszna.
Przepis na sałatkę z komosą ryżową (quinoa) i papryką
Składniki na 3-4 porcje
- Szklanka komosy ryżowej (quinoa)
- 2-4 garści szpinaku baby
- Pół czerwonej cebuli
- 2 małe ogórki gruntowe (lub jeden duży)
- 2-3 łyżki ziaren wszelkiego rodzaju (słonecznik, dynia, sezam, len, itd.)
- Ocet balsamiczny
- Pieprz (ziołowy), sól czosnkowa
- olej arachidowy (lub inny)
Przygotowanie
Komosę ryżową zagotowujemy w osolonej wodzie (w proporcji 1:2 – sucha komosa do wody). Po zagotowaniu ogień zmieszamy do minimum i gotujemy komosę, aż wchłonie całą wodę. U mnie zajęło to około 20 minut. Przyznam, że na koniec dodałam odrobinę wrzątku, by na pewno komosa się ugotowała.
W międzyczasie dwie papryki siekamy w około 1 cm kostkę i podsmażamy na odrobinie oleju arachidowego, aż zmiękną i zaczną ciemnieć z przypieczenia. (W oryginalnym przepisie paprykę się piekło, ale mi szkoda było czasu. Przesmażona papryka okazała się równie pyszna.) Olej arachidowy dodaje papryce fajnego posmaku, ale można użyć też innego oleju. Kiedy komosa przestygnie, należy wymieszać ją z około 3 łyżkami octu balsamicznego (używam takiego z miodem). Następnie (porcjami) dodaje się ją do szpinaku baby pokrojonego w paski, ogórka pokrojonego w około 0,5 cm kostkę, cebuli posiekanej w paseczki i podsmażonej papryki. Całość posypać mieszanką ziaren (mam taki miks sałatkowy, ale mogą to być dowolne ziarna – słonecznik, dynia, sezam, len, itd.), dodatkowo skropić octem balsamicznym i doprawić solą czosnkową i pieprzem ziołowym. Koniec. Smacznego!
P.S. Oczywiście sałatka najlepiej smakuje, kiedy „przegryzie” się nieco w lodówce.