Miałam plan napisać „podróżnicze podsumowanie” roku, ale ponieważ dzisiaj mija 8. rocznica, odkąd jesteśmy z Kondim razem i odkąd podróżujemy razem (w większości przypadków), to postanowiłam zrobić podsumowanie owych ośmiu lat.
2006. Pre-start!
To, że zostaliśmy parą, też zawdzięczamy częściowo wspólnej podróżny: w grudniu 2006 roku pojechaliśmy większą ekipą na 10 dni (i Sylwestra) do czeskiej Pragi. Ze wstydem przyznaję, że chociaż miałam wtedy 25 lat, była to moja pierwsza wizyta w Pradze. Ale zakochałam się w tym mieście bez pamięci. Obecnie mogę powiedzieć, że Pragę znam lepiej niż Kraków. A wszystko zaczęło się właśnie tamtej zimy. Od tamtej pory w Pradze byliśmy kilkukrotnie. Mamy tam swoje ulubione miejsca, które zawsze odwiedzamy, którymi zresztą postanowiliśmy się z Wami podzielić we wpisie Praga – nasze ulubione puby i karczmy. I tak się zaczęło, bo już w pierwszych dniach nowego roku byliśmy razem!
2007
Ten rok nie był jakoś specjalnie wypasiony, jeśli chodzi o podróże. Ja kończyłam dzienne studia magisterskie, jednocześnie pracowałam już na pół etatu w korpo, a do tego śpiewałam w chórze politechniki (6 godzin prób w tygodniu plus dojazdy) – zatem biegałam z wywieszonym językiem od uczelni do pracy. Kondi też miał stosunkowo nową pracę, której poświęcał bardzo dużo czasu. Było ciężko z czasem, przyznaję.
Pojechaliśmy jednak na pierwsze wspólne wakacje. Planowaliśmy Szkocję i Anglię, bo mój brat mieszkał wtedy w przeuroczym zakątku – angielskim South Lakeland, w Ambleside. Pech chciał, że na kilka tygodni przed naszym wylotem był zamach w Glasgow, na lotnisku, na które mieliśmy lecieć. Tego dnia zresztą do mojego brata leciała jego dziewczyna, która na szczęście (tylko) utknęła gdzieś na hubie po drodze na 1-2 dni. Powiem szczerze, że wtedy spanikowałam. Zresztą większość lotów wtedy po-odwoływano i poprzesuwano. I nie polecieliśmy do UK. Polecieliśmy za to na grecką Kretę.
LIPIEC
Wyspy greckie: Kreta i Santorini
Zmienić terminu urlopu nie mogliśmy, a że było doń blisko, to za wszelkie loty wołali bajońskie sumy. I tak zaciągnęłam Kondiego do nie istniejącego już dzisiaj biura Almaturu (nie znałam się na biurach podróży, a Almatur jakoś mi się kojarzył z czasami dzieciństwa) i od wejścia mówię do kobiety: co pani ma na te daty?! Była Ibiza, Egipt i Kreta… Kreta, labirynt Minotaura! Jedziemy! I polecieliśmy! Tydzień pobytu z wyżywieniem kosztował połowę tego, co samodzielnie wykupione bilety lotnicze na ten okres.
Mieszkaliśmy w małej uroczej wioseczce Analipsis (gr. Ανάληψη), położonej 20 km na wschód od Heraklionu. Nie leniliśmy się jednak na plaży i nie spędzaliśmy czasu w hotelu – zrywaliśmy się codziennie rano (zawsze pierwsi na śniadaniu) i przez te kilka dni zwiedziliśmy Heralkion wraz z labiryntem w Knosos (wielkie rozczarowanie – masa betonu i turystów, zero klimatu), a także mniej znany kompleks wykopalisk wokół pałacu w Malia (przyjemny, zadbany i cichy kompleks i niesamowite ruiny, bardzo niewielu zwiedzających, niedaleko ruin są też cudowne plaże z dziwnymi skalnymi formacjami), Chanię – miasto na zachodzie wyspy, zbudowane przez Wenecjan, Hersonissos. Jeździliśmy sobie quadami promenadą ciągnącą się kilometrami wzdłuż plaży, a także po suchych górkach w głębi lądu i podglądaliśmy, jak Grecy żyją sobie na tym pustkowiu.
Największe wrażenie zrobiło na nas oczywiście Santorini, gdzie popłynęliśmy z Krety promem. Kiedyś bardzo interesowałam się historią i mitologią starożytnej Grecji, a świadomość tego, że to może (może!…) jest jednak dawna Atlantyda, dodawała wyjazdowi pikanterii. ;) Jedno jest pewne: kochamy wulkany, a ten zatopiony gigant robił niesamowite wrażenie. Odcienie morza i nieba bez jednej chmurki, charakterystyczna mauretańska architektura i świadomość, że domki mają po kilka pięter w dół, wykute w skale też robiły swoje. Spędziliśmy tam jeden dzień, ale na pewno wrócimy na dłużej, bo Santorini to jedno z najładniejszych miejsc, jakie w życiu widzieliśmy. I mówię to przez pryzmat naszych dotychczasowych podróży po świecie.
GRUDZIEŃ
Niemcy: Berlin
Pod koniec roku kilka dni spędziłam w Berlinie. Zaliczyłam wtedy zwiedzanie miasta w ramach gry z zagadkami i wskazówkami oraz pluskanie w Tropical Islands. Taki prezent zafundowała nam korpo po tym, jak udało nam się ładnie zamknąć rok. Największe wrażenie zrobiły na mnie wtedy Checkpoint Charlie, muzeum i pomnik Holokaustu i widok na miasto z wieży przy Alexander Platz.
2008
MAJ
Czechy: Praga po raz drugi!
Tym razem tylko we dwójkę – podziwialiśmy Pragę w wiosennej odsłonie! Pewne chrześcijańskie święto, sprzyjające długim weekendom, wypadało nie w czerwcu, lecz pod koniec maja. A ów długi weekend objął moje imieniny! Idealna okazja do wyjazdu do jednego z najpiękniejszych miast Europy! Pogoda była przepiękna, wręcz upalna. Oprócz tradycyjnego zwiedzania i zaliczania kolejnych pozycji na naszym własnym szlaku piwno-knedlykovym, odwiedziliśmy też praskie zoo. I było to zdecydowanie najfajniejsze i najbogatsze zoo, w jakim byłam do tej pory. Polecam je gorąco: Zoo Praha – Hlavní stránka!
LIPIEC-SIERPIEŃ
Wyprawa zaćmieniowa „Syberia 2008”
Ałtaj i Bajkał
Możemy powiedzieć, że od tego roku podróżujemy na serio. Na przełomie lipca i sierpnia (wyjazd trwał trzy tygodnie), razem z Marcinem Sienko fajną grupą fizyków, astronomów i łowców zaćmień przejechaliśmy pociągiem Kolei Transsyberyjskiej 2/3 Rosji, aby obserwować pełne zaćmienie słońca. Najpierw dotarliśmy do maleńkiej mieściny – Czemal, wysoko w Górach Ałtaj, która znajdowała się na samej osi zaćmienia (oraz bardzo blisko „poczwórnej” granicy rosyjsko-kazachstańsko-mongolsko-chińskiej); następnie udaliśmy się nad Bajkał i na wyspę Olchon. Pływaliśmy też nieco jachtem po delcie Angary koło Irkucka. Samego zaćmienia nie widzieliśmy – w kluczowym momencie gigantyczne chmura zakryła słońce, ale wyprawa była wspaniała. Zapraszam do przeczytania postów o tej wyprawie Koleją Transsyberyjskią.
SIERPIEŃ
Bułgaria: Sozopol
Niemal prosto z Rosji, pojechałam na dwutygodniowe warsztaty chórowe do Bułgarii, do Sozopolu. Przy okazji udało mi się też zwiedzić najbardziej urocze miasteczko Bułgarii – Nessebar (Nesebyr). Były to bardzo przyjemne „wakacje” po kilkunastu dniach spędzonych w pociągach Transsibu. A mieszkaliśmy w ciekawym ośrodku – o ile pamiętam został zbudowany w latach 80-tych, a mieszkała i trenowała w nim ekipa olimpijska Związku Radzieckiego. Dzięki temu mieliśmy do dyspozycji ogromną salę gimnastyczną, w której odbywaliśmy próby. Chociaż wszystko było, takie… właśnie takie, jak pamiętam z lat 80tych, to wystarczyło wyjść na zewnątrz, podreptać kilka minut w kierunku plaży i już można się było zachwycać cudnym Morzem Czarnym.
SIERPIEŃ
Turcja: Stambuł
W Bułgarii dysponowaliśmy własnym autokarem, dlatego postanowiliśmy zrobić sobie wycieczkę do Stambułu. W końcu byliśmy od niego oddaleni tylko o 7h jazdy, a wizę można wtedy było wyrobić bez problemu na granicy. Kondi miał dolecieć z Polski do Sofii, dojechać do Sozopolu i pojechać z nami do Stambułu. Głupi Wizzair zawiódł i nie doleciał. Przyznam, że Stambuł mnie trochę rozczarował – oczywiście Błękitny Meczet, Hagia Sofia, pałac Topkapı i most przez Zatokę Bosfor były wspaniałe, ale to, że obok siebie, w bezpośrednim sąsiedztwie, można zoczyć domostwa biedoty i wille ekstremalnie bogatych ludzi (a przed nimi zacumowane jachty za miliony dolców) mnie bolało. Nawet w Indiach jakoś te kontrasty mniej było widać.
PAŹDZIERNIK
Irlandia: Sligo i An Ros
Pojechałam tam sama, bez Kondiego, ponieważ był to kolejny wyjazd „chórowy” – mieliśmy wziąć udział w międzynarodowym festiwalu. To moja pierwsza styczność z Irlandią, ale już wtedy „zielona wyspa” skradła moje serce. Mimo, że był to październik i byliśmy tam bardzo krótko – zaledwie tydzień (wypełniony próbami), to udało mi się zobaczyć i zielone pastwiska ogrodzone kamiennymi murkami i urocze miasteczko Sligo, wypić piwo w kilku pubach, a nawet odwiedzić cmentarz z celtyckimi krzyżami przy ruinach Sligo Abbey. Full wypas, jak na pierwszą krótką wizytę. Chociaż blog jeszcze wtedy nie istniał, to w ramach wspominek powstał post o tym wyjeździe: Go Ireland! Sligo!
GRUDZIEŃ
Niemcy: Köln (Kolonia) i Aachen (Akwizgran)
Ponownie sama, ale tym razem był to wyjazd służbowy – do instytutu badawczego w Aachen (Akwizgran). Przy okazji udało mi się też nieco zwiedzić Köln (Kolonię). Wizyta przypadła na okres przedświąteczny, w związku z czym po raz kolejny miałam okazję spacerować po świątecznych targowiskach weihnachtsmarkt i raczyć się świątecznymi pierniczkami, likierem jajecznym i pysznym grzanym winem glühwein. Muszę się przyznać, że uwielbiam niemieckie świąteczne markety (pierwszy zaliczyłam w 2006 roku w Darmstadt, przy okazji innego chórowego wyjazdu*)!
2009
LIPIEC-SIERPIEŃ
Wyprawa zaćmieniowa: Indie
W tym roku już się trochę rozkręciliśmy. Niezrażeni tym, że nie udało nam się zobaczyć zaćmienia słońca na Syberii, postanowiliśmy próbować dalej dorwać to zjawisko astronomiczne. Braliśmy pod uwagę dwie lokalizacje obserwacji: Szanghaj i Varanasi. Wybraliśmy Indie, chociaż prognozy pogody na dzień zaćmienia dla Varanasi były fifty-fifty słońce-deszcz. Zawsze marzyliśmy, by odwiedzić Indie, a to był idealny pretekst. Pofarciło się nam wtedy – pogodę mieliśmy świetną, podczas gdy w Szanghaju (mimo dobrych prognoz) lało… Przeczytaj relację „na świeżo”, którą opublikowałam półtorej godziny po zaćmieniu: Zaćmienie! Więcej o naszej wyprawie do Indii znajdziesz w postach z kategorii Indie 2009. Cały czas pisaliśmy z drogi, zatem wiele tam emocji i zachwytów! ;)
SIERPIEŃ
Napal: Katmandu i Pokhara, czyli Himalaje
Uradowani tym, że udało nam się wreszcie zobaczyć pełne zaćmienie słońca – i do tego ponoć najdłuższe w stuleciu – na fazie entuzjazmu postanowiliśmy zrobić sobie jeszcze jeden prezent i zobaczyć jeszcze jeden cud świata – Himalaje! I tak oto autobusem (prawie dwie doby w drodze!) dotarliśmy do stolicy Nepalu – do Katmandu, by następnie polecieć małym samolocikiem do Pokhary – wrót do Annapurny. Widzieliśmy na własne oczy (choć tylko momentami, ale tak!) i masyw Annapurny, i… z samolotu… Mont Everest! Zapraszam do przeczytania postów o Nepalu.
SIERPIEŃ
Serbia, Macedonia i greckie Meteory
Jak tylko wróciliśmy z Indii, przepakowałam plecak, dopakowałam nuty i ruszyłam w kolejna podróż – tym razem na Bałkany. Był to kolejny wyjazd chórowy – warsztaty i międzynarodowy festiwal (zajęliśmy pierwsze miejsce!) w macedońskiej Ochrydzie. Przy okazji udało mi się też zwiedzić Nowy Sad w Serbii oraz odwiedzić greckie Meteory! Coś cudownego! Zapraszam na małe relacje: Serbia, Macedonia i Grecja – Meteory.
2010
LUTY
Portugalia: Madera – Funchal
Jedna z najpiękniejszych wysp świata. Chociaż byłam tam krótko (zaledwie kilka dni) i tylko w Funchal, to klimat tej wyspy mnie zaczarował. I nie chodzi tylko o temperaturę – chociaż 25 stopni w lutym to nie lada gratka, ani o pyszne wina Madeira uzyskiwane ze słodkich, przechowywanych pod blaszanym dachem, winogron. To kolejna z wulkanicznych wysp, którą odwiedziłam. A wulkany – wiadomo – kochamy! Tak czy inaczej wyspa Madera jawi mi się jako podzwrotnikowy raj i tak też zatytułowałam post o tym miejscu: Madeira – podzwrotnikowy raj! Na pewno kiedyś tam wrócę na dłużej.
CZERWIEC
Czechy: Praga po raz trzeci!
Kolejna wspólna (a nawet w większym gronie) wizyta w Pradze i kolejny raz wizyta przypadła na długi wiosenny weekend. Polecieliśmy wtedy samolotem, bo bilet lotniczy kosztował niewiele więcej niż bilet na nocny pociąg. Ale, żeby było śmieszniej, lecieliśmy z Warszawy z przesiadką w Monachium. Cóż – nie była to najkrótsza trasa, ale zdecydowanie korzystna cenowo. Pamiętam, że wtedy mieszkaliśmy na Žižkovie, dokładnie na przeciwko naszej ulubionej knajpy U vystřelenýho oka. W ogóle sporo czasu spędziliśmy wtedy na Žižkovie!
CZERWIEC
Włochy: Ancona
Ankona to jedno z ważniejszych portowych miast Italii. Obawiałam się, że Ankona nie ma wiele do zaoferowania poza owym portem (do którego nawet zawitał prom, którym kiedyś płynęłam Wenecji do Patry) i uczelnią (pojechałam tam na konferencję organizowaną na lokalnej politechnice), na szczęście miasto okazało całkiem przyjemne ze swoim pięknym deptakiem podobnym trochę do barcelońskiej La Rambli (tyle że o wiele spokojniejszym), prowadzącym do ładnej plaży. Tak czy inaczej, widziałam wiele piękniejszych miast we Włoszech – nie rezygnujcie na rzecz Ankony z innych planów. ;)
LISTOPAD
Czechy: Praga po raz czwarty!
W listopadzie do Pragi wybył sam Kondi – na konferencję. Znowu poleciał samolotem (rozleniwiliśmy się, a te polskie pociągi pozostawiają sporo do życzenia…), ale tym razem podniebna podróż nie do końca okazała szczęśliwa, bo zgubiono mu bagaż! Bagaż się odnalazł i doleciał do Pragi po trzech dniach, w przeddzień powrotu do Polski. No ale Praga jest superasta, nawet jak się nie ma bagażu, a szczoteczkę do zębów, majtki i ręcznik (Don’t panic and always carry a towel!) zawsze można kupić na miejscu.
2011
LUTY
Niemcy: Berlin po raz drugi!
Tym razem razem – tydzień w Berlinie! Zwiedzanie na maksa i odkrywanie uroków berlińskiego nocnego życia! Zupełnym przypadkiem zawędrowaliśmy do dziwnego wspólnotowego (jeśli nie squatowego) centrum sztuki i imprez Tacheles przy Oranienburger Straße w dzielnicy Mitte (ponoć centrum to już nie istnieje). Trafiliśmy też na berliński Międzynarodowy Festiwal Filmowy – przy Muzeum Filmu, koło Bramy Poczdamskiej podglądaliśmy słynnych aktorów, jak udzielają wywiadów i pozują do zdjęć. A po zwiedzaniu było pluskanie i sauny w pobliskim Tropical Islands.
CZERWIEC
Portugalia: Porto
Pierwsze spotkanie z Portugalią i od razu zaczęłam od wielkiego „P”. Porto-miasto mnie totalnie urzekło, porto-wino, też (chociaż nie przepadam za słodkimi winami, to w przypadku Madeiry z Madeiry i Porto z Porto ta zasada nie obowiązuje). Właściwie nie wiem, czemu do tej pory nie napisałam peanu na cześć tego miasta, jego klimatu, architektury i wybornej kuchni (najlepszą grilowaną ośmiornicę zjesz w Porto, po drugiej stronie rzeki)! Nadrobię to!
SIERPIEŃ
Tour po Hiszpanii i Portugalii
3 tygodnie w drodze. Start w Alicante, bo tam tanio przylatywał Ryanair, potem Murcia, Cordoba, Granada, Sevilla, Cadiz, Sevilla (ponownie) – stamtąd nocnym autobusem śmignęliśmy do Lizbony, trzy dni w Lizbonie, następnie nocny autobus do Madrytu, Toledo, Barcelona, Girona… Ja byłam pierwszy raz w Hiszpanii, Kondi pierwszy raz w Portugalii (ha ha, wyprzedziłam go o 2 miesiące dzięki wizycie w Porto). Wspaniałe wakacje! Tak wiem – nieopisane jeszcze!
2012
STYCZEŃ
Cypr: Pafos, Limassol, Nikozja
Na Cypr wyprawiliśmy się na prawie dwa tygodnie 1 stycznia. A wiadomo – jaki pierwszy dzień roku, taki cały rok – czyli podróżniczy. Prawda, bo w tym roku udało nam się wreszcie odwiedzić Japonię. A co do Cypru – urocze miejsce, świetna kuchnia, bardzo mili ludzie. Zwiedzaliśmy głównie Cypr grecki, ale zapuściliśmy się też do „tureckiej” części Nikozji. Po greckiej stronie największe wrażenie zrobiły na nas Góry Troodos i miasto Pafos, w którym mieszkaliśmy przez płot ze słynnymi grobowcami królów i rzymskimi mozaikami. Odwiedziliśmy też koci klasztor na półwyspie Akrotiri, nieopodal Limassol. Przeczytaj na blogu więcej o Cyprze.
MARZEC
Niemcy: Berlin – Tropical Islands
Aby trochę odpocząć od zimy ponownie odwiedziliśmy strefę saun parku wodnego ze sztuczną dżunglą pod Berlinem. Mówcie co chcecie – ja uwielbiam sauny i lubię się moczyć i zaparować od czasu do czasu, a kicz Tropikalnej Wyspy mi jakoś szczególnie nie przeszkadza! ;)
LIPIEC
Japonia po raz pierwszy: Tokio!
A dokładnie Tokio po raz pierwszy! Asakusa, Shinjuku, Kabuki-chō, Chiyoda, Ginza…
A chwilę potem…
SIERPIEŃ-WRZESIEŃ
Japonia po raz drugi!
W 2012 roku wreszcie nam się udało odwiedzić Japonię. Mnie nawet dwa razy! To było chyba nasze największe podróżnicze marzenie do tej pory i zostało spełnione! Do dzisiaj się nie mogę otrząsnąć po tej podróży i prawie pięciu tygodniach spędzonych w Kraju Kwitnącej Wiśni. O tym, jak dokładnie wyglądała nasza trasa po Japonii przeczytasz w poście Japońska przygoda! Wszystkie posty dotyczące tych dwóch podróży, znajdziesz w kategorii Japonia 2012. Na bieżąco uzupełniamy tę kategorie o nowe historie. Zatem zapraszam po więcej!
Trasa po Japonii, którą przebyliśmy w 2012 r. w 4 tygodnie
2013
LUTY
Stany Zjednoczone Ameryki: Nowy Jork
Rok 2013 oznacza spełnienie (mojego, Asiowego) drugiego największego podróżniczego marzenia: Ladies and gentlemen, The New York City! Kondi kiedyś pracował w Nowym Jorku, więc mnie trochę oprowadzał. A zwiedziliśmy naprawdę sporo przez owe 10 dni. Przy okazji zaliczyliśmy też amerykańskie walentynki, fetę z okazji Chińskiego Nowego Roku (Rok Smoka!) i Dzień Prezydenta. Empire State Buliding niemal każdego dnia świecił na inny kolor! Nowy Jork na razie ledwo tknięty na blogu!
KWIECIEŃ
Chiny: Szanghaj i okolice
Chiny, a właściwie to się powinno mówić: Chińska Republika Ludowa. Hm. Udało nam się spędzić 10 dni w Szanghaju z dwoma małymi wycieczkami za miasto. Trudno jest mówić, że się zobaczyło Chiny, kiedy tak naprawdę mieszkało się w najbardziej zachodnim mieście tego kraju – Szanghaju. Ale znaleźliśmy tam także miejsca bardziej tradycyjne – a od wymuskanego French Concession dużo bardziej podobał nam się mało wykwintny, acz tradycyjny bazarek z lokalnym jedzeniem, gdzie ludzie gotowali na dworze, przed knajpkami. Szanghaj i okolice też na razie są bardzo skromnie opisane, ale Kondi zmontował za to kilka filmików.
LIPIEC
Greckie wyspy: Zakynthos i Kefalina
Moje małe greckie wakacje w babskim gronie – a dokładnie ja i mama! I choć Zatoka Wraku na Zkynthos jest nieziemska, to obu nam o wiele bardziej podobała się sąsiednia wyspa Kefalina (Kefalonia) – zielona, górzysta, ze wspaniałymi jaskiniami i cudną Plażą Mirtową. Przy okazji mogłyśmy także na własne oczy zobaczyć wyspę Itakę!
SIERPIEŃ
Japonia po raz trzeci!
Po raz kolejny udało się pojechać do Japonii. Tylko na 10 dni, ale kto by tam marudził. Była to zdecydowanie podróż na lajtowo: „złota trójka”, czyli must see każdego turysty: Tokio – Oska – Kioto plus kilka małych wycieczek do pobliskich miejscowości: Ōtsu, Nara, Kurama. Trochę robiłam tam za przewodnika. ;) A prawie każdy wieczór spędzałam w sentō lub onsenie, a nawet zdarzyło się wspaniałe rotenburo pośród gór w Kuramie! Wszystkie posty dotyczące tej konkretnej podróży, znajdziesz w kategorii Japonia 2013.
SIERPIEŃ
Czechy: Praga po raz piąty!
W tym czasie, kiedy byłam w Japonii (a dokładnie w Osace), Kondi balował w Czechach (a dokładnie w Pradze) na weselu swojej kuzynki. Żeby nie było, że tylko ja ciągle gdzieś jeżdżę z roboty… Już drugi raz był beze mnie w Pradze, dammit!
WRZESIEŃ
Indie południowe
Jesienią wybraliśmy się na południe Indii – spędziliśmy trzy tygodnie w tropikach (chociaż pojechaliśmy też na kilka dni w górę stanu Maharasztra, by zwiedzić kompleksy jaskini, których nie zobaczyliśmy w 2009 roku). Trasa wyglądała następująco: Bombaj – Aurangabad – Ellora – Ajanta – Bombaj – Panaji – Old Goa – Bangalore – Mysore – Bandipur – Fort Kochi – Alleppey – Palolem… Szczegóły odnośnie tej podróży znajdziesz w poście Podsumowanie wyprawy „Indie Południowe 2013″, a posty (pisane z drogi) w kategorii Indie południowe.
2014
LUTY
Belgia: Bruksela i Gandawa
Kondi odkrywa uroki Belgii. Najpierw odwiedza Brukselę, a potem średniowieczną Gandawę. Przywozi cudowne zdjęcia (a także belgijską czekoladę i piwo). W tym roku – już niedługo, pojedziemy do Brukseli razem. Gandawę jednak Kondi znowu będzie zwiedzał sam. Przeczytaj, co do tej pory napisaliśmy o Belgii.
MAJ
Hiszpania: Majorka
Majorka zwiedzana błyskawicznie, bo w weekend. Ale w te trzy dni objeżdżamy naprawdę kawał wyspy.
Majorka. Niby Hiszpania, a jakoś tak inaczej niż w części kontynentalnej! Nie wiem, czy nie piękniej… Najbardziej zachwyciły nas gaje pomarańczowe w pięknej dolinie Vall de Sóller, jaskinie i podziemne jezioro Cuevas del Drach i wyrobiska solne w Colònia Sant Jordi. Stolica wyspy, Palma de Mallorca z jej niesamowitą katedrą też okazała się niczego sobie. Chociaż to była bardzo krótka podróż, sporo o Majorce napisaliśmy. Posty o tej podróży znajdziesz w kategorii Majorka 2014.
CZERWIEC
Irlandia po raz drugi!
Tym razem o wiele więcej zobaczyłam niż za pierwszym razem. Gorey – Glendalough – Dublin – Galway – Park Narodowy Connemara. Duży wpływ na to na pewno miała niesamowicie nie-irlandzka pogoda: słońce i ciepło sprzyjały wędrówkom i zdjęciom. Podróż trwała półtora tygodnia, ale także tym razem o odwiedzanych miejscach napisałam sporo (zajrzyj do postów z kategorii Irlandia 2014). Marzę o tym, by tam wrócić, tym razem z Kondim.
WRZESIEŃ
Brazylia – Argentyna – Paragwaj
We wrześniu po raz pierwszy przekroczyliśmy równik (do tej pory najbliżej niego byliśmy w Kerali, w Indiach), a nasze nogi po raz pierwszy stanęły na kontynencie południowoamerykańskim. Spędziliśmy miesiąc w Brazylii, odwiedzając Rio de Janeiro, São Paulo, Santos, Foz do Iguaçu (z parkiem narodowym Cataratas do Iguaçu), Salvador, Lençóis (a stamtąd robiliśmy wycieczki po Parque Nacional da Chapada Diamantina) oraz uroczą wyspę Ilha Grande, porośniętą lasem deszczowym (mieszkaliśmy w miasteczku Vila do Abraão). Będąc na południu kraju, w stanie Paraná, zrobiliśmy sobie krótkie wycieczki do Argentyny (Puerto Iguazú) i Paragwaju (przy gigantycznej zaporze wodnej – Itaipu). Odwiedziliśmy też potrójną granicę między tymi krajami i Brazylią – w miejscu gdzie łączą się rzeki Rio Iguaçu i Rio Paraná.
LISTOPAD
Kanada – USA – Anglia
A dokładnie: kanadyjski Montreal, amerykański Nowy Jork i Angielski Londyn. Docelowo NYC, a Montreal i Londyn nam się – można powiedzieć – fartnęły, bo mieliśmy dłuuugie przesiadki. Dzięki temu mogliśmy na spokojnie pochodzić po obu miastach, a jak to fajnie, kiedy dwa nowe kraje wpadają do pudełka „odwiedzone”. ;) W Nowym Jorku odwiedziliśmy stare kąty, ale poznaliśmy też kilka nowych miejscówek. Ale Nowy Jork dopiero czeka na cały cykl postów…
PODSUMOWANIE
Jak podsumować te kilka lat podróży? Czy zwiedziliśmy dużo, czy też mało, to kwestia punktu odniesienia. Nie możemy się równać z ludźmi, którzy wyruszyli dookoła świata, ale jesteśmy szczęśliwi, że odwiedziliśmy te wszystkie wspaniałe miejsca. A kiedy zajrzałam do opublikowanego 5 lat temu wpisu, w którym zamieściłam moje własne „top 10” wymarzonych podróżniczych destynacji, to, patrząc na powyższe podsumowanie, stwierdzam, że ok 70% z tamtej listy już odwiedziliśmy. A resztę mamy w planach – nawet całkiem realnych i bliskich.
PLANY NA 2015
No właśnie – co planujemy w 2015…
Jak już wspomniałam – pod koniec stycznia wylatujemy na kilka dni do Brukseli, a Kondi dodatkowo odwiedzi Gandawę. W Październiku mamy w planach Singapur i Malezję. A co poza tym? Bardzo mamy ochotę wreszcie odwiedzić Tajlandię i Kambodżę. Czy się uda? To się zobaczy! Jesteśmy pełni optymizmu, poza tym lubimy brać sprawy w swoje ręce i sami urzeczywistniać nasze marzenia i plany, zamiast czekać nie wiadomo na co.
Jedno jest pewne: apetyt rośnie w miarę jedzenia. I jak ktoś nas pyta: to nie najeździliście się już?! Odpowiadamy (brzydko, bo pytaniem na pytanie, na dodatek ze zdziwieniem, że takie dziwne pytania nam zadają): Nie?!
Asia
P.S. Żebyście wiedzieli, jak się namęczyłam odtwarzając nasze podróżnicze życie – co pięć minut mi się przypominała jakaś kolejna wizyta w Pradze! I prawie bym zapomniała o tym, że trzy miesiące temu byliśmy w Brazylii! Właśnie dlatego trzeba prowadzić bloga podróżniczego, tyle że dobrze jest prowadzić go na bieżąco!
P.P.S. A tak w ogóle to nasz 201 wpis na blogu! Połowa powstała w roku 2014. Czyli wzięliśmy się ostatnio ostro do pracy!
———-
*) Przyznaję, że powyższym zestawieniu opuściłam kilka wyjazdów chórowych – było ich sporo, przywołałam tylko kilka wybranych, bo to przecież nie jest podsumowanie chórowych wojaży, a halikowych. Wśród ciekawych miejsc, o których chcę jeszcze napisać kiedyś na blogu, a które dowiedziałam z chórem, znajdą się na pewno holenderska Haga oraz białoruskie Miński i Mohylew.
(c) Byłem tu. Tony Halik. – pierwszy blog podróżniczy w Polsce (no prawie!)